Tymczasem aktywność MZK poza Bydgoszczą niszczy małe firmy przewozowe, które nie mogą konkurować z MZK pod względem cen biletów, bo byłaby to dla nich prosta droga do plajty.
Mój tekst na ten temat nie spotkał się z żadną oficjalną reakcją. Teraz jest już jasne, z jakiego powodu. Coraz głośniej jest o zmianie rozkładów jazdy autobusów i tramwajów MZK, wywołanej właśnie brakiem kierowców. A nowych kierowców MZK pewnie szybko nie znajdą, bo wynagrodzenia, jakie proponują, nawet po podwyżkach wywalczonych podczas „buntu” załogi, są mniejsze niż w prywatnych firmach transportowych. Co można w tej sytuacji zrobić w krótkim czasie? Może odwrócić sytuację i w szerszym niż do tej pory zakresie dopuścić prywatne firmy na rynek miejski. Na przykład na konkretne, pojedyncze linie. W przeciwnym wypadku władze miasta będą jak pies ogrodnika: same nie zjedzą i drugiemu nie dadzą.
