Nasza służba zdrowia jaka jest, każdy widzi. Tak się przynajmniej wydaje, bo tak naprawdę wszystkich szczególików i niuansików nie widzi nikt, włącznie z panem ministrem bardzo wybitnym Radziwiłłem.
Cała ta machina jest po prostu trochę za wielka i za wiele się w niej nieustannie zmienia. Jeśli jednak posklejamy sobie różne ekstrema, których wokół służby zdrowia pełno, to wyjdzie nam obrazek wszelkich patologii i upadków ducha człowieczego. Mocny i soczysty, cudnie zabawno-straszny... Tyle, że powykrzywiany do bólu.
Ale czy czegoś innego mogliśmy spodziewać się po „Botoksie”? W końcu pan Vega patent na filmy ma dosyć prosty i bardzo skuteczny zarazem. Dostajemy zlepieniec co bardziej krwistych anegdotek z jakiejś branży - w „Pitbullach” była to policja i bandyterka, w „Botoksie” świat ludzi od zdrowia. Do tego parę postaci średnio się ze sobą klejących i rachityczny szkielet fabularny. A wszystko podlane z lekka knajacką fascynacją twardzielami...
Że to nie może działać? Ale działa, i to jak! Ludzie głosują nogami, a pan Vega frekwencyjnie podbił polskie kina - na „Botoks” też ledwo wcisnąłem się na widownię. Bo ma taką markę, jak w latach 90. pan Pasikowski - magika, który każdy film zamienia w złoto. I tu jest miejsce na wzruszjącą refleksję, że to były jednak inne filmy i inna publika...
Wypadek na autostradzie A1. Dwie osoby trafiły do szpitala
Co więc mamy tym razem? Masę czarnohumorzastych opowiastek – o pracy pogotowia, szpitala, koncernu farmaceutycznego, kliniki medycyny estetycznej. O tym, że „każdy lekarzyk ma swój cmentarzyk”. Masę tych opowiastek kojarzymy zresztą z mediów, które, jak to media, kochają sytuacje ekstremalne i niezwykłe, a gardzą wszystkim, co codzienne i banalne.
Czy można wyciągać z tego refleksje systemowe? I tak, i nie. Bo zdecydowanie nie wszyscy pracownicy służby zdrowia to seksiści, ćpuny, molestanci niekompetentni nieudacznicy czy skorumpowane szuje, ale z drugiej strony ten system rzeczywiście pozwala takim typkom funkcjonować spokojnie lata całe. Problem w tym, że pan Vega tylko strzela tymi problemami, nie wgryzając się w nie przesadnie.
Tak więc oglądamy opowieść o czterech kobietach. Jedna po horrorze w pogotowiu zatrudnia się w koncernie farmaceutycznym, żeby za pomocą złaknionych marności doczesnych lekarzy wciskać ludzim nibyleki, trzy pozostałe to lekarki, zmagające się z uzależnieniem, seksizmem i problemami etycznymi. Panie mają też oczywiście bogate życie prywatne. I tu Vega się sprawdza całkiem, całkiem, szydząc choćby z generacji facetów, co to są eko i fit.
Jedno jest w tym wszystkim dziwaczne. W te wszystkie anegdoty i opowiastki Vega ładuje na poważnie, drastycznie, naturalistycznie i bardzo serio problem aborcji, a właściwie gorący hymn antyaborcyjny. I powiem szczerze, mi to zgrzyta niemiłosiernie.
A co będzie z „Botoksem”? Pobije kolejny rekord. I jestem tylko ciekaw, za kogo teraz zabierze się pan Patryk. Za nauczycieli? Bo mam nadzieję, że nie za dziennikarzy.