“Gniazdo” to opowieść bardzo kameralna i bardzo poruszająca, choć pewnie do wszystkich nie trafi, bo to kino specyficzne, które paradoksalnie może wydawać się zbyt przejrzyste. A mnie chyba najbardziej ujęła właśnie ta przejrzystość – bo cała opowieść to taka spiralna czarna dziura, bez obowiązkowych zakrętek akcji, twistów i scenariuszowych zawijasów ku zaskoczeniu publiki. I świetnie. Bo przecież dobrze wiemy, że w życiu te zawijasy i cuda to też towar wyjątkowo rzadki.
Tak więc poznajemy rodzinę z klasy wyższej średniej. A przynajmniej tak nam się wydaje. On chce właśnie podjąć nowe zawodowe wyzwanie w Anglii, z której kiedyś przeniósł się do USA, ona ma opory, bo to już któreś wyzwanie w ostatnich latach, ale razem z dzieciakami karnie ruszają za głową domu. No i na starcie wszystko robi wrażenie - wielka stara posiadłość, piękny koń i futro dla pani domu, prywatne szkoły dla dziatwy. Tyle, że powoli odkrywamy, że to tylko wrażenie. Bo między opowieściami naszego herosa, a realem, który odkrywamy z każdym kadrem, coraz bardziej zgrzyta. I co gorsza widzimy, jak wszyscy są z tym coraz bardziej nieszczęśliwi.
To film i o człowieku, który w podkręcaniu samego siebie posunął się już tak daleko, że właściwie nie bardzo wie, po co to robi. I szerzej o całej masie takich aspirantów, którzy wydostali się z klasy niższej, dotarli do średniej i bardzo chcą się przebić do wyższej. Każdym możliwym sposobem, gorliwie goniąc swoje aspiracje tym bardziej, im bardziej świat daje im do zrozumienia, żeby sobie odpuścili. To też film o rodzinie, w której pozory wewnątrz stają się równie ważne, jak na zewnątrz. I o świecie, w którym często sztafaż i atrybuty czegoś, co chcemy pokazać, są istotniejsze niż cała reszta.
A to wszystko zagrane jest smacznie, bo duża część tej opowieści rozgrywa się na twarzach aktorów, pokazywanych w mocnych zbliżeniach. Widzimy więc na przykład ten moment, gdy żona orientuje się, że pan małżonek znowu ją okłamuje i że znowu będzie tak, jak zwykle. Nie pada ani jedno słowo, a całą historię mamy już głowach. Takie cuda możliwe są tylko w kinie... Film oparty jest na dwójce aktorów - Jude Law jak zwykle pokazuje klasę, ale jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie Carrie Coon. A przykryć Jude’a Law, to jest dopiero sztuka.
