"Będą z pewnością oszczędności, zaspokojone toruńskie ambicje, a szpital w Toruniu zapełni się oddziałami i specjalistami, których tam zwyczajnie brakuje” - kontynuuje Piotr Cyprys.
Słowa szefa Metropolii Bydgoskiej można by potraktować jako szarżę w ramach toczącej się od pokoleń wojenki bydgosko-toruńskiej, gdyby nie fakt, że pomysłem rektora toruńskiego uniwersytetu zaniepokojeni są nie tylko bydgoscy społecznicy. Okazało się, że informacji o fuzji, która zawierałaby konkrety, nie mają ani dyrektorzy zainteresowanych szpitali, ani parlamentarzyści, ani wojewoda, ani związki zawodowe. Szczegółów próżno też było szukać w liście rektora UMK do wiceministra zdrowia, którego treść niedawno wyciekła do mediów. Czyżby te plany były tak ponure dla pracowników szpitali, że rektor chce maksymalnie odwlec termin ich ujawnienia?
Może więc rację ma szef bydgoskiej „Solidarności”, Leszek Walczak, który podsumował ten stan rzeczy tak: „Wydaje się, że jest to element jakiejś gry, której nie znamy”.
