Czym jest dla Pani karma?
Dla mnie karma jest błogosławieństwem, szczęściem doznawania spotkań z nauczycielami. I do grupy nauczycieli wrzucam tych wszystkich, którzy nam pozwalają doświadczać rzeczy dobrych i złych. Niedawno popełniłam literówkę i napisałam zamiast karma - kara i to mnie skłoniło do pewnej refleksji. Bo domeną niedojrzałości jest to, że te rzeczy złe traktujemy jako karę. A ja, oglądając się wstecz, jestem przekonana, że gdyby nie te fiaska, nie miałabym łaski, że gdyby nie te złe doświadczenia, nie miałabym tyle odwagi. Wiosna przyjdzie i tak.
Ale ta wiosna artystyczna w Pani życiu przychodzi i to często.
Ma pani na myśli nagrody na konkursach? Rzeczywiście, te wzmocnienia „na trasie” pojawiają się dosyć regularnie. Dla mnie zawsze to było zaskoczenie, bo najbardziej zależało mi na satysfakcji wewnętrznej i poczuciu bycia spójną. I kiedy wychodzę na scenę, to zastanawiam się, czy te nagrody mi są potrzebne. Czy jest sens się mierzyć, ale na całe szczęście te wzmocnienia przychodziły, a ja wychodziłam z nich coraz mocniejsza.
Jest Pani zodiakalną Rybą?
Już sama wizualizacja Ryb wiele o mnie mówi. Ta walka się cały czas odbywa gdzieś w środku.
Napisała Pani, że ta płyta to muzyczny biogram.
Właśnie tak, każda z tych piosenek powstawała z najgłębszych doświadczeń - o takie, które prosiłam i takie, których nie potrafiłam wymyślić. A ponieważ dla mnie zawsze była ważniejsza droga niż cel, to pomyślałam, że to powinna być najszlachetniejsza droga i chciałam, żeby znaleźli się na niej tylko ci, których lubię, szanuję i cenię. I dzięki temu powstał bardzo rzetelny biogram muzyczny.
Już okładka mówi sama za siebie! I do tego zgromadziła Pani dobrych muzyków. To przecież takie absolutnie dokończone dzieło.
Jest to dzieło przemyślane. Mieliśmy bardzo dużo czasu, żeby zastanowić się, z czym chcemy zostawić odbiorcę. Okładkę zrobił Rafał Olbiński - to jest twórca, który bardzo świadomie podchodzi do pracy. Ta okładka pokazuje absolutnie wszystko - wiarę, pokorę, upadek i powstanie, bez smaku porażki nie znamy smaku sukcesu. Cała płyta była tworzona niezwykle świadomie. Przez trzy lata siedzieliśmy w sali prób i czasami tylko wychodziliśmy na scenę. To jest dzieło skończone i zamknięte. Na swojej drodze spotykam wielu wydawców, którzy odnosili się do tego, co robimy z dużym uznaniem, ale pytani, czy to wydadzą, wychodzili z pewnymi pomysłami zmian, aby to sprzedać. A ja miałam poczucie, że to jest skończone. Kiedy na mojej drodze wyrosło więc Polskie Radio, poczułam wielką ulgę i poczułam się bardzo spójna.
Płytę nagrywaliście dwa dni?
Tak, nagraliśmy ją w dwa dni - 16 godzin w studiu S4 Polskiego Radia. Po kilku miesiącach wróciliśmy, aby dograć Staszka Sojkę.
A jak wam się udało namówić Stanisława Sojkę nie do śpiewania, a do zagrania na skrzypcach?
Nie trzeba było go namawiać. On sam zadzwonił z taką inicjatywą. Staszek uznał, że atmosfera tej płyty jest na tyle ażurowa, że jego głos nie będzie tu pasował i słyszał jedynie tam skrzypce. Ale jego skrzypce nie brzmią jak skrzypce, czasami jak altówka, a nawet jak wiolonczela.
Urodziła się Pani w Bartoszycach. W którym momencie odkryła Pani swoją miłość do muzyki?
To była kwestia wzmocnień, czyli te chwile wyjścia na scenę w szkole czy nawet w przedszkolu. Doznałam na swojej trasie spotkań z ludźmi, którzy uznali mnie za osobę z talentem, czy tak było naprawdę, nie wiem. Dotąd odnoszę się do tego z dużym zdziwieniem. Samo zasianie we mnie tego, że ja potrafię, to jeszcze było w moim rodzinnym mieście. Potem już były studia w Toruniu - anglistyka. Muzyka zawsze była niesłychanym dopełnieniem.
Do Torunia Pani wraca?
Rzadko, byłam przed rokiem z koncertem i było to po raz pierwszy od czasu studiów. Tak więc chyba czas odświeżyć te doświadczenia.
Magdalena Jasińska zaprasza
do wysłuchania „Zwierzeń przy muzyce” na antenie Radia PiK w środę o godz. 18.10.