Czytelnik poskarżył się, że zmaga się teraz z problemami zdrowotnymi, podobnie jak jego byli koledzy i byłe koleżanki z pracy. Przypisuje to właśnie pracy w firmie, która produkuje urządzenia zawierające substancje promieniotwórcze.
Trzeba od razu dodać, że od naszego Czytelnika nie otrzymaliśmy żadnego dokumentu, który potwierdzałby związek jego problemów zdrowotnych, czy też problemów jego kolegów z pracy, z ekspozycją na promieniowanie jonizujące, o którym pisze.
Przeciwko słowu naszego Czytelnikami staje inne słowo. To dokumenty potwierdzające, że w badaniach przeprowadzonych na terenie Polon-Alfy „nie stwierdzono przypadków przekroczenia dawek granicznych, określonych dla pracowników, uczniów, studentów i praktykantów oraz osób z ogółu ludności, przebywających na terenie i w otoczeniu jednostki”. W zależności od tego, czy uwierzymy w rzetelność tych badań i płynących w ślad za nimi zapewnień, będzie to dla nas dokument mniej lub bardziej wiarygodny niż obawy starego pracownika. Nie da się jednak przedstawić tego inaczej. Wątpiący w rzetelność badań instytucji kontrolnych nie dostaną możliwości przeprowadzenia badań na własną rękę i wyprowadzenia na tej podstawie własnych wniosków.
Koniec końców, wszystko więc opierać się będzie na zaufaniu do urzędowych kontrolerów. I jak to na całym świecie bywa, jednych praca kontrolerów uspokoi, drugich nie. Ci drudzy będą przypominali kłamstwa z pobudek politycznych, które np. towarzyszyły awarii reaktora w Czarnobylu, albo kłamstwa z chciwości, np. pokazane w opartym na faktach amerykańskim filmie „Erin Brockovich”, w którym zwykła Amerykanka, matka trójki dzieci, idzie na wojnę z potężnym koncernem, narażającym na zachorowanie na raka mieszkańców w sąsiedztwie zakładu dla ochrony ogromnego zysku.
Ostatecznie ci, których nie przekonają certyfikaty bezpieczeństwa produkcji w Polon-Alfie, nie będą tam starali się o pracę. A jeśli będą potrzebowali przedszkola dla swoich dzieci, to nie zgłoszą się do tego wybudowanego na działce w sąsiedztwie Polonu.
Warto jednak uświadomić sobie, że wątpliwości dotyczące jakości środowiska wokół firmy z Kapuścisk, produkującej m.in. aparaturę dozymetryczną (to właśnie Polon-Alfa), są kroplą w morzu wątpliwości, które budzi jakość środowiska na ogromnych połaciach terenu na wschód i południowy wschód od Kapuścisk. Wielu kilometrów kwadratowych, na których rozciągały się kiedyś Zakłady Chemiczne Zachem i mniejsze firmy, biznesowo zrośnięte z chemicznym kolosem.
Na tych terenach rośnie obecnie Bydgoski Park Przemysłowo-Technologiczny, w którym przez pięć dni w tygodniu po minimum osiem godzin spędzają tysiące ludzi. Czy są bardziej bezpieczni niż pracownicy Polon-Alfy albo wkrótce przedszkolaki z sąsiedztwa Polonu?
Również na terenie dawnego Zachemu duży zakup ziemi poczyniła agencja nieruchomości. Domyślam się, że gdy tylko skończy się kryzys gospodarczy, agencja zacznie budować wśród sosen nowoczesne bloki mieszkalne i zachęcać klientów do ich zakupu. Wtedy znów ktoś zagra larum, ostrzegając, że te mieszkania buduje się na ziemi na setki lat zatrutej przez ciężką chemię. W odpowiedzi na stół powędrują teczki (albo pendrive’y) z wynikami badań pokazującymi, że zatrucia tam nie ma albo mieści się w normie. Jedni uwierzą w to i wyłożą pieniądze, inni odejdą, kręcąc nosami.
Ostatecznie bowiem wszystko opiera się na wierze i zaufaniu. Czy ufamy?
