Dane demograficzne nad Brdą zaowocowały, przynajmniej oficjalnie, fala tłumaczeń, pokazujących „obiektywne” uwarunkowania ucieczki mieszkańców. Czy te tłumaczenia są wiarygodne?
Prezydent Bydgoszczy jako powód ucieczki ludzi z Bydgoszczy, albo omijania tego miasta przez migrujących Polaków, widzi kiepską ofertę bydgoskiego rynku pracy. - Kwestia pracy, tu mamy problem – mówił niedawno prezydent Bruski. - Naszym największym problemem jest to, że mamy bezrobocie na poziomie 2 procent. To tak naprawdę blokuje rozwój w firmach. Spotykałem się z przedsiębiorcami, właścicielami firm, które musiały odrzucać wielomilionowe kontrakty, bo nie były w stanie zabezpieczyć osób, które te kontrakty swoimi rękami będą realizować.
- Bydgoszcz ma też to nieszczęście, że leży między trzema wyraźnie silniejszymi ośrodkami, które wysysają potencjał demograficzny i intelektualny – dodaje socjolog, dr Grzegorz Kaczmarek. - Myślę o stolicy, Trójmieście oraz Poznaniu. Jest w takim trójkącie bermudzkim…
Sprawdźmy zatem, jakie jest bezrobocie w miastach będących wierzchołkami „trójkąta bermudzkiego”. Według najnowszych danych GUS, stopa bezrobocia dla Warszawy wynosi 1,4 proc., dla Poznania 1,1 proc., a dla Gdańska 2,4 proc. W przypadku dwóch pierwszych miast stopa bezrobocia jest zatem mniejsza niż w Bydgoszczy, co powinno generować jeszcze większe kłopoty w poszukiwaniu pracowników. W Gdańsku natomiast stopa bezrobocia jest dokładnie taka sama, jaką notowano w Bydgoszczy na koniec marca 2024 roku. Nie w poziomie bezrobocia jest zatem pies nad Brdą pogrzebany.
