Sami nauczyciele też zresztą do protestu zabrali się jak pan przewodniczący Grzegorz do kampanii. Swoją drogą od dawna podejrzewam, że mają w swoich związkach jakiegoś sabotażystę albo rządowego kucyka trojańskiego. Kiedy bowiem usłyszałem przekaz o strajku włoskim w oświacie, to zbaraniałem. Bo przekaz był taki, że koniec wycieczek, koniec zajęć dodatkowych, koniec sobotnich festynów. I tyle. Jeśli ktoś chciał wnerwić rodziców i uradować pana ministra, którego to wnerwienie ucieszyło niewątpliwie, to cel osiągnął.
A wystarczyło akcentować tylko to, że po prostu koniec z frajerstwem. I koniec z pracą za darmo. Bo za frajer nikt pracować nie lubi i każdy, nawet najbardziej roszczeniowy rodzic - co to mu się wszystko po prostu należy - łyknie to i poprze.
Władza zareagowała na strajk włoski spryciarskimi wyciekami, nad czyn to w temacie nauczycielskim pracuje. Spryciarskimi, bo tak niejednoznacznymi, że nie wiadomo, czy się poprawi, czy pogorszy, ale wiadomo, że w pokojach nauczycielskich się zagotuje. Ot, weźmy choćby zapowiedź rezygnacji z niektórych stopni awansu zawodowego. Wielu nauczycieli po cichu przyznaje, że obecny system jest do bani, i to nie dlatego, że zmienia poważnych ludzi w „łowców autografów”. Przede wszystkim stopień nauczyciela dyplomowanego zaczęto „robić” tak szybko i w tak masowej skali, że nagle w szkołach prawie wszyscy - i ci dobrzy, i ci dobrzy inaczej - zaczęli legitymować się niebywałym dorobkiem pedagogicznym. I funkcja motywująca kompletnie zniknęła.
Problem w tym, że nie wiadomo, czym ministerstwo chce to zastąpić. Pojawiło się co prawda kolejne info, o tłustym systemie wynagradzania dodatkowej pracy. Tylko że tu znowu diabełek będzie siedział w szczegółach. Nie wrócił za to temat czasowego powrotu do wcześniejszych emerytur... Ale nauczyciele nasi kochani przyzwyczaili się już chyba do tego, że z nimi, to jak z tymi panem Afroamerykaninem. Co to kiedyś zrobił swoje i teraz może odejść.
Smaki Kujaw i Pomorza odcinek 8
