Pan z sąsiedniego województwa, u którego od lat kupujemy choinkę, przemarznięty na kość od sobotniego zimnego wiatru deklarował, że po dwóch tygodniach na fordońskim placu, po niedzielnym handlowaniu już wreszcie nieodwołalnie zjeżdża na święta. Iglaków zostało już niewiele, ale było tak zimno, a pan już tak bardzo chciał wracać do domu, że znacznie obniżył cenę, którą – jak słyszeliśmy wcześniej od sąsiadów – musiał w tym roku podnieść, bo wiadomo, „wszystko jest teraz droższe”. Pani Lilka z sieciowego sklepu na moim osiedlu niestrudzenie przesuwała w ten weekend na taśmach tony żywności i uśmiech nie schodził jej ani na minutę z twarzy, ale pani Lilka uśmiecha się zawsze, więc podejrzewam, że dokładnie tak samo będzie w wigilijny wtorek, do ostatniego spóźnionego klienta…
Internety w tych dniach poruszył nieco „gest” posła Petru, który chciał pokazać, że kiedy mówi, że Polski nie stać na wolne od pracy Wigilie, to nie stać, więc on się zatrudnił na ten dzień do dodatkowej pracy w dyskoncie. Codzienność pani Kasi, pani Lilki i pana od iglaków jest jednak, jaka jest, i niewiele wyobrażenia o niej ludzi z Wiejskiej to zmienią (zwłaszcza, że pan Petru zostanie i tak do końca zapamiętany jako ten, który na znak sprawiedliwego protestu w pamiętne święta pozował z pierogami z grzybami przy mównicy sejmowej, co nie przeszkodziło mu złamać strajk, by wymknąć się z ukochaną na zagranicznego sylwka).
W Bydgoszczy tymczasem końca dobiegł jarmark świąteczny, w chłodzie i deszczu i tak odwiedzany przez wielu mieszkańców. Czas kończyć pracę (także w handlu), czas siadać do stołu...
