Staram się nie ulegać powszechnej panice polegającej na noszeniu gumowych rękawiczek, szytych naprędce na kolanie z pieluch tetrowych maseczek na twarz, noszeniu okularów, przez które nic nie widać oraz innych środków zabezpieczających przed atakiem śmiertelnego koronawirusa. Bo on taki śmiertelny to po pierwsze wcale - jak pokazują statystyki - nie jest. A po drugie zabił w miesiącu mniej osób, niż zginęło w wypadkach samochodowych w Polsce. Dziwne, prawda? Nie do końca więc rozumiem panikę, jaka na jego punkcie powstała.
Oczywiście, trzeba zachować środki ostrożności. Także w miejskich autobusach i tramwajach. Rozbawił mnie fakt, że teraz drzwi do tych pojazdów nie są otwierane palcem, na dotyk. Bo to przenosi wirusa. Ale fakt, że wewnątrz każdy dotyka tych poręczy, uchwytów i innych części pojazdu już jakby był mniej interesujący. Drugi - już fakt, poważniejszy - to wprowadzenie sobotnich, ograniczonych rozkładów - efekt taki, że w autobusach jest więcej ludzi. Coś jak siedlisko zarazy. A trzeci - najśmieszniejszy fakt albo może najbardziej tragiczny - to prezydencka awantura w MZK i przywrócenie normalnych kursów. Działanie prezydenta - jak najbardziej w porządku. Tylko po co mu tacy ludzie, którzy w czasach kryzysu kryzys powiększają? Nie wiem.
