Oczywiście rozumiem, że skoro rusza tramwaj do Fordonu za kilkaset milionów złotych, to trzeba udowodnić, że jest to inwestycja opłacalna i zasadna. Taka będzie tylko wtedy, jeśli tramwajami jeździć będą ludzie. Na wszelki wypadek tak planuje się zmiany tras fordońskich autobusów, by broń Boże nie stanowiły konkurencji dla tramwaju, mogą mu co najwyżej napędzać publikę, robiąc wkrótce za autobusy dojazdowe.
PRZECZYTAJ:W sieci szyn, czyli nowy rozkład jazdy
Zupełnie jednak nie rozumiem, dlaczego zasadność tej inwestycji chce się udowadniać „uszczęśliwiając” na przykład mieszkańców Wyżyn, Kapuścisk czy Osowej Góry. Bo wkrótce ci ludzie, zamiast komfortowej jazdy jednym autobusem aż do dworca PKP, będą się musieli przesiadać na węźle Garbary... na tramwaj. W tych zmianach nie chodzi o interes pasażera, tylko o kasę. Raz, że tramwaje będą napchane, dwa - że już na jednym bilecie na dworzec dojechać nie będzie można.
PRZECZYTAJ:„Ósemką” dojedziemy do dworca PKP