Powiem szczerze, że żadnego kaca nie mam. Nie będę się tłumaczył niewiedzą. Podobnie jak tysiące bydgoszczan, miałem świadomość, że tam kiedyś był cmentarz, co zresztą znajdowało odbicie w popularnym wtedy określeniu tego miejsca – „park sztywnych”. Oczywiście tak jak pozostali bydgoszczanie nie widziałem, ilu ludzi złożono przy Markwarta do ziemi. Jednak zdawałem sobie sprawę, że ciał, przynajmniej części, nie ekshumowano. Opowieści o kościach wygrzebanych z ziemi podczas dziecięcych zabaw w PRL-owskich czasach były bowiem nad Brdą często powtarzane.
Mój brak kaca z powodu gry w tenisa na byłym cmentarzu można tłumaczyć jako moją przypadłość osobniczą – przejawiającą się obniżonym progiem wrażliwości czy empatii. Pocieszam się, że nie jestem w tej ułomności osamotniony. Sądzę też, że efekt skali w wypadku zabawy na byłym cmentarzu nie ma zastosowania. Owszem, cmentarz ewangelicki przy ul. Markwarta był największy w mieście, ale swoje nieistniejące dziś cmentarze ewangelickie (i nie tylko) miały Osowa Góra, Prądy, Miedzyń, Szwederowo, Glinki – Rupienica, Bartodzieje, Kapuściska - Zimne Wody, Wschód, Jachcice, Opławiec, Smukała, Czersko Polskie i Fordon. Podejrzewam, że na żadnym z tych cmentarzy przed likwidacją nie przeprowadzono rzetelnej ekshumacji, a tylko niektóre z nich są dziś upamiętnione choćby głazem z tabliczką. Niemniej życie toczy się tam normalnym trybem.
Nie widzę zatem powodu, by w imię pamięci trzeba było zlikwidować korty przy Markwarta, co władze miasta mają w planach. A co z przejazdem rowerem przez park historycznej zadumy, w który zmienić się ma park Ludowy? Również go zakażą?
