Środowy poranek. Przy jednym ze śmietników na Kapuściskach spotykam starszego mężczyznę, penetrującego kontener. - Czego pan tu szuka? - pytam. - Pani, ja tylko tak sobie zerkam - mówi.
- A jedzenie jakieś tu pan znalazł? - zagaduję. - Nie uwierzy pani, co ludzie wyrzucają. Wczoraj trafiłem tu na całkiem ładnego kotleta, pół chleba, kalafiora i nadgryzioną drożdżówkę. Jeszcze trochę poszperam i uciekam - mówi.
Jeśli ktoś myśli, że taki obrazek należy do rzadkości, to jest w błędzie, bo w koszach ląduje naprawdę dużo żywności. Najlepiej wiedzą o tym pracownicy firm, odbierających odpady.
- Niemal codziennie wśród śmieci można znaleźć dużo jedzenia - twierdzi Donata Pastwa, kierownik działu usług w firmie Corimp sp. z o.o.
- Najczęściej są to całe bochenki chleba lub inne czerstwe pieczywo. Sporo też jest warzyw i owoców - dodaje.
Nieprzemyślane zakupy
W Polsce co roku na śmietnik trafia prawie 9 milionów ton żywności. Wielu z nas jako główny powód takiego zachowania wskazuje przegapienie terminów przydatności do spożycia, niewłaściwe przechowywanie, czy po prostu nieprzemyślane zakupy.
- Systematycznie maleje liczba osiedlowych sklepów spożywczych i popularnych dawniej warzywniaków. Jest ich może 80 tysięcy - mówi Tomasz Marcysiak, socjolog z Wyższej Szkoły Bankowej.
- Rośnie natomiast liczba dyskontów, gdzie skuszeni promocyjną ceną, kupujemy więcej niż nam potrzeba i często w zbiorczych opakowaniach. Zakupy w marketach rzadko się kończą na pojedynczych produktach, bo skoro już tu jesteśmy, to koszyk trzeba zapełnić. Tania żywność jest też coraz gorszej jakości i szybko się psuje. To oczywiście tylko część, ale najważniejszych powodów wyrzucania jedzenia i marnotrawstwa - podkreśla socjolog.
Dobroczynność bez VAT
Od 1 października 2013 roku przedsiębiorcy, dysponujący produktami spożywczymi, mogą przekazywać organizacjom pożytku publicznego nadwyżki żywności na cele charytatywne bez dodatkowych obciążeń podatkowych (VAT).
- Wcześniej taką możliwość mieli tylko producenci żywności - mówi Agnieszka Bielska z Banku Żywności w Warszawie. - Jeśli ktoś jest zainteresowany taką darowizną, to może się zgłaszać do naszych placówek w całym kraju. Jesteśmy w stanie przyjąć i rozdysponować każdy towar, nawet produkty z bardzo krótkim terminem przydatności do spożycia lub mrożonki.
Zwykle ustalamy z darczyńcą termin odbioru towaru, ale są też tacy, którzy sami go nam przywożą. Właściciele małych sklepików też mogą przekazywać nadwyżki żywności wybranej przez siebie organizacji pożytku publicznego z zaznaczeniem, że to na cel charytatywny. Kwotę tę mogą sobie potem odliczyć od podatku. Ważne, aby obdarowana organizacja prowadziła dokumentację w taki sposób, by w przypadku kontroli skarbowej można było bezpośrednio wykazać przeznaczenie darowanej żywności na cele charytatywne - dodaje Agnieszka Bielska.
Cytryny lądują w koszu
Właściciele małych sklepów z takiego rozwiązania korzystają, choć nie wszyscy.
- Zwykle zamawiam tyle towaru, ile potrzeba - mówi Marcin Lukowski, właściciel sklepu ogólnospożywczego przy ul. Baczyńskiego. - U nas nie ma dużych nadwyżek żywności. Pieczywo, którego nie uda się sprzedać, oddaję do piekarni, ale zwroty mógłbym policzyć na palcach, bo jest ich niewiele.
Nabiał zamawiam trzy razy w tygodniu. Jeśli widzę, że kończy się termin ważności, to przeceniam towar o 50 procent i ludzie chętnie go kupują. Warzyw też nie wyrzucam. Mieszkam na wsi i kapustę czy marchew, która już się nie sprzeda, zabieram do domu i daję zaprzyjaźnionym gospodarzom. Przeznaczają je na pokarm dla zwierząt. To, co najczęściej trafia do śmietnika, to cytryny.
Dotychczas nie przekazywałem żywności organizacjom pożytku publicznego na cele charytatywne. W przypadku tak małych sklepów jak mój, to naprawdę by się nie sprawdziło - przyznaje Marcin Lukowski.