Zarówno pani Justyna, jak i Emilia nie żałują tej decyzji. Choć trochę się obawiały, jak to będzie, to jednak ich pociechy zrobiły w szkole duże postępy. Nawiązały nowe przyjaźnie, a przy okazji dobrze się bawią, bo w szkole jest fajna sala zabaw, a w niej klocki, samochody i wielki miś, do którego można się przytulić w chwili słabości. Co podobno bardzo pomaga dzieciom.
O ile Jakub, syn pani Justyny, szybko zaaklimatyzował się w szkole, to Alan - syn pani Emilii - potrzebował na to trochę więcej czasu. Obie mamy są przekonane, że podjęły mądrą decyzję, ale też podkreślały: „Każde dziecko jest inne”.
PRZECZYTAJ:Wielkie kuszenie sześciolatków [KAMPANIA RUSZYŁA]
PRZECZYTAJ:„6-latki już tu są” - ruszyła kampania oświatowa adresowana do rodziców
Zgadzam się z opinią, że to rodzice najlepiej wiedzą, co dla ich pociech jest najlepsze. Czasem jednak dorośli niepotrzebnie przenoszą na dzieci swoje lęki i obawy. Zamiast straszyć dzieci szkołą, może lepiej pokazać im, gdzie będą się uczyć. Właśnie nadarza się ku temu okazja. Często strach ma wielkie oczy.