Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skórę zedrę - tanio!

Katarzyna Bogucka
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne 123RF
Pani Halina, harując i marząc o emeryturze, odkładała na luksusowe mieszkanko. Fachowiec miał stan deweloperski migiem zamienić w raj. Zostawił po sobie piekło z dykty, długi i czarną rozpacz.

To nie był jakiś tam fachowiec od siedmiu boleści, tylko złota rączka; polecony przez znajomą z biura nieruchomości. - Mówię ci, bierz go Halina, bo Zbyszek (imię fachowca zostało zmienione - przyp. red.) jest dobry. U mnie robił, u Danki robił, u Heleny dom wykańczał. Wszystkie byłyśmy zachwycone. I nie zdziera skóry!

Pani Halina też chciała być zachwycona. Ma 60 lat, z czego 40 przepracowała, a w zasadzie przeharowała w służbie zdrowia. Gdy było bardzo ciężko (rozwód, dwóch synów w domu) kobieta po pracy sprzątała ludziom mieszkania, sprzedawała polisy ubezpieczeniowe. Do maja uważała się za kobitę kutą na cztery nogi, czujną, taką, co to się nie da oszukać. W maju poznała wspomnianego pana Zbyszka. I czujność nagle zawiodła.

- Nie dał umowy, mimo że kilkakrotnie o nią prosiłam: „Już, już, jutro przywiozę, oczywiście, że mam. Będzie, podpiszemy pani Halinko” - tyle się nagadał w temacie umowy, której nigdy na oczy nie zobaczyłam. A oszustwo odkryłam dopiero po czasie.

Czytaj też: W hałasie po uszy

Pani Halina wybrała do łazienki i kuchni drogą i piękną armaturę, lakierowane fronty mebli. Sklep przygotował dokładnie rozpisaną ofertę, podobnie było w punkcie oferującym deski podłogowe i kuchnie.

- Od razu chciałam za towar zapłacić, ale pan Zbyszek uparł się, by tego nie robić, a pieniądze oddać jemu. Planował zrobić zakupy hurtowe i zyskać z tego tytułu duży rabat, na którym i ja bym skorzystała. Zgodziłam się. Fachowiec dostał pieniądze i klucze do mieszkania. I się zaczęło.

Panel z innej bajki

Remont miał się skończyć w maju, a trwa do dziś. Pani Halina musiała opuścić stare mieszkanie z końcem maja i koczować w gołych murach deweloperskiego apartamentu.

- Nie przyjeżdżał. Raz na przeszkodzie stanęła grypa, innym razem inna choroba, ból głowy, później jakieś zdarzenie drogowe - wylicza wymówki „fachowca idealnego” jego klientka. Po jakimś czasie odkryła, że coś się nie zgadzało z materiałami. - To nie była zamówiona przeze mnie deska na podłogę po 100 zł za metr (właścicielka zapłaciła fachowcowi za ponad 20 metrów paneli i robociznę ponad 2 tys. zł), lecz zwykłe panele - odkryła pani Halina. - To nie były zamówione z luksusowego katalogu łazienkowy zlew i brodzik, i baterie, i sedes z instalacją podtynkową, tylko towar wyprodukowany dla budowlanego marketu. Tani, pospolity! Nawet szkielet szafek w łazience jest ze zwykłej płyty, a zapłaciłam za niego jak za zboże! Co na mój szok fachowiec? Nic! Krzyczał, że nic mi nie ukradł, że to, co zamontował także jest wysokiej jakości. Udaje głupiego! Później, gdy już ustaliłam ze sklepami, że pan Zbyszek nie kupował u nich, usłyszałam tłumaczenie, że wybrał hurtownię, a nie sklep tej sieci. Na szczęście pracownicy sklepu wiedzą, jak było. Zgodzili się wystąpić w mojej sprawie w sądzie. Podobnie sprzedawcy blatów. Im z kolei specjalista zalega za pobrany towar. Podobno raz zauważyli go w mieście i ścigali samochodem, by odebrać swoją należność...

Jak dalej potoczyła się ta historia? Czytaj na kolejnej stronie >>>

W sądzie pani Halina zamierza powiedzieć, że fachowiec nie zwrócił różnicy między ceną luksusowych produktów a tych, które ostatecznie znalazły się w mieszkaniu. Nie oddał dekorów - wąskich kafelków ozdobnych, które nie zostały wykorzystane - jeden kosztował 50 zł („Mam, mam w samochodzie. Zaraz po nie pójdę...”). Klientka nie dostała też żadnej faktury ani rachunku, więc nie może sprzętu wymienić. Nie ma frontów szafek w kuchni (za którą już zapłaciła...5000 zł, choć to zaledwie kilka szafek) i w łazience (fachowiec dostał 5200 zł na ekskluzywną armaturę). Pani Halina nie może rozliczyć się też z bankiem, który udzielił jej kredytu na prace wykończeniowe, bo przecież remont się nie skończył. Jest tylko jedna kartka, nadzieja na sukces w sądzie. List, w którym fachowiec podaje terminy skończenia prac (już minęły), obiecuje, że się rozliczy, pokaże faktury i zdjęcia, a nawet... da dwa lata gwarancji.

Czytaj też: Na celowniku mieszkaniożerców

Podsumowując: pan Zbyszek dostał od pani Haliny 33 tys. zł. Nie sposób ustalić, ile wydał na materiały. - Płakałam nad tym mieszkaniem, w depresję wpadłam. Poszłam na policję, ale dyżurny nie przyjął zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa. Sporządził jedynie notatkę. Moja sprawa okazała się chyba zbyt błaha. Zawiadomiłam też „skarbówkę”. Nie popuszczę. Jak to możliwe, że dałam się tak wystrychnąć na dudka? Proszę przestrzec samotne kobiety. Niech nie będą naiwne, niech nie dadzą się omamić, niech nie dają pieniędzy na piękne oczy, niech żądają umowy. I żadnych zaliczek! Żadnych!

„Na gębę” nie popłaca

O kłopoty z fachowcami spytaliśmy w biurze Miejskiego Rzecznika Konsumenta w Bydgoszczy. Niestety, nie mamy dobrych wiadomości. Rzecznik, owszem, może uczestniczyć w mediacjach, ale pod warunkiem, że strona oskarżana zechce odebrać pisma (wcześniej trzeba jeszcze zdobyć aktualny adres korespondencyjny firmy) i przyjść na spotkanie. Rzecznik konsumentów w zasadzie nie ma sposobu, by oskarżonego zmusić do współpracy. Nie ma ich też Federacja Konsumentów, ale tu dowiadujemy się, że można próbować dopiąć swego w cywilnym procesie. Pomocni okazują się być także rzeczoznawcy - wprawdzie płatni, ale koszty ekspertyzy są zwracane po sprawie. Warto więc zbierać na poczet sądowej batalii wszelkie opinie, dokumenty związane ze sprawą, tzn. zdjęcia, maile, SMS-y, rachunki. Dużym ułatwieniem w dochodzeniu prawdy byłaby umowa podpisana jeszcze przed rozpoczęciem pracy, z dokładnym wyszczególnieniem zakresu prac, terminów ich rozpoczęcia i zakończenia, zaliczek, płatności, kar umownych za przekroczone terminy, itp. Wzory takich umów można znaleźć w Internecie. Ważna jest też umowa ustna, tyle tylko, że ustne umowy obowiązują jedynie gentlemanów i ludzi uczciwych, a mowa jest wszak o nieuczciwych fachowcach.

W 2015 roku w sprawach związanych z usługami remontowo-budowlanymi aż 1,6 tys. razy interweniowała Federacja Konsumentów. Najczęstsze pytania dotyczyły zawierania umów, zamawiania towaru przez Internet, wpłacania zaliczki i zadatku, reklamacji w trakcie prowadzonych prac, zrywania umowy w trakcie prac, itp.

Czasem i umowa nic nie daje. Pani Barbara od roku czeka na obicie dwóch foteli skórą. Tapicer wziął potwierdzoną na piśmie zaliczkę w wysokości 500 złotych i zniknął. Pracuje w warsztacie uliczkę obok, więc pani Barbara - z lękiem i obawami - odwiedza go co jakiś czas, by usłyszeć: „Będziemy w poniedziałek szanowna pani” - albo w innym dniu tygodnia. Starsza pani dzwoni także do swojego tapicera. W słuchawce słyszy dokładnie to samo. Pecha ma także seniorka do hydraulików. Woda kapie w kuchni od dwóch lat. Ostatni hydraulik - z ogłoszenia w gazecie - wziął 100 złotych na uszczelki i... rozpłynął się. Została po nim skrzynka z narzędziami i robocza koszula. Telefonów nie odbiera...

Zobacz także: Info z Polski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Skórę zedrę - tanio! - Nowości Dziennik Toruński