We wtorek 1 września pod przedszkolami tworzyły się kolejki, w których trzeba było odstać kilkadziesiąt minut, żeby przekazać dziecko pod opiekę. Te kilkadziesiąt minut rodzice z dziećmi stali stłoczeni, nerwowi – bo już wiedzieli, że spóźnią się do pracy i sfrustrowani tym, że część osób oddaje swoje dzieci do przedszkola nie w pełni zdrowe. Z tego smarkania i kaszlu za kilka dni zrobi się spory problem – bo dzieci szybko złapią od innych choroby. Powstanie wtedy pytanie czy aby na pewno to tylko przeziębienie, a może już grypa albo koronawirus?
Przedszkola bezwzględnie powinny odsyłać rodziców z dziećmi zdradzającymi jakiekolwiek objawy chorobowe. Tymczasem 1 września w wielu placówkach – doniesienia o tym spływają z całego kraju – kadra nie tylko nie mierzyła temperatury dzieciom, ale nawet nie miała szans przyjrzeć się, czy dziecko jest zdrowe czy może wchodzi z zasmarkanym nosem i kaszlem. Nie popisali się też rodzice, którzy lekceważyli nakaz zakładania maseczek. W tych warunkach jest niemal pewne, że za kilkanaście dni będą w przedszkolach liczne absencje. Kolejki do wejścia z pewnością się wtedy zmniejszą, nie wiem tylko czy właśnie o to rodzicom chodzi.
