Mieli „roznieść” inicjatywami ratusz i spowodować, że Rada Miasta zacznie trząść się w posadach. Fotele młodych radnych, na których zasiedli prawie rok temu, jednak wyssały z nich całą energię.
- Są słabi. Powinni się uczyć, tymczasem uważają, że zjedli już wszystkie rozumy - uważa jeden z ratuszowych weteranów. - Dostali się do Rady Miasta tylko dlatego, że byli wiernymi pretorianami swoich politycznych opiekunów.
<!** reklama>Na posiedzeniach wielu komisji, a także na sesjach, doskonale widać różnice w poziomie wiedzy naszych radnych. Większość młodych albo siedzi cicho, albo wręcz przeciwnie - harcuje na całego, choć poziom ich pytań niejednokrotnie żenuje specjalistów.
- To nie kwestia wieku, tylko stażu - uważa Piotr Trzaska, 27-letni radny PO. - Trzeba czasu, bycie radnym to nie jest lekka sprawa. Ja przez rok uczyłem się i widzę, że dopiero teraz zebrałem tyle doświadczeń, żeby skuteczniej działać - twierdzi samorządowiec.
Przyznaje jednak, że część młodych radnych potrafi „wypalić”. - Czasem, gdy słyszę, co oni mówią, ręce same opadają. Ale nie dotyczy to jedynie debiutantów. Starzy też bywają różni. Ostatnio spóźniony na posiedzenie komisji 20 minut radny poszedł jeszcze do ratuszowego bufetu na śniadanie, po czym usiadł w sali nie mówiąc nawet przepraszam. Bufony są wszędzie – mówi Piotr Trzaska.
Z taką opinią o ratuszowej „młodzieży” nie zgadza się 25-letni radny Jacek Rosół. - „Starzy” też nie przedstawili ciekawych pomysłów na funkcjonowanie miasta. Młodzi pracują aktywnie w komisjach, ja zaproponowałem, co zostało przyjęte w autopoprawce, żeby za psa zabranego ze schroniska przez pierwszy rok nie trzeba było płacić podatku.
Zdecydowanie najlepsze recenzje zbiera radny 32-letni Robert Sych z Prawa i Sprawiedliwości. - Zanim się odezwie, dwa razy sprawdzi, o czym ma mówić. Tak było w sprawie Szkoły Podstawowej nr 6. Przed zajęciem stanowiska odwiedził wszystkie szkoły, rozmawiał z ludźmi. Potrafił też przeforsować pomysł zakazu palenia papierosów na przystankach komunikacji miejskiej - chwalą go obserwatorzy.
Złego słowa o młodszych kolegach nie da się usłyszeć od Felicji Gwincińskiej, najbardziej doświadczonej z bydgoskich radnych. - Są przejęci rolą, studiują dokumenty, uczą się. Na początku chcieli rewolucji, teraz trochę stonowali. Jest kilku radnych, którzy dotychczas bardziej myślą o partyjnym interesie niż interesie miasta, ale to się powoli zmienia. Widzę jednak dwóch- trzech debiutantów, którzy w przyszłości będą nadawali ton radzie - wieszczy Felicja Gwincińska.