„Niech gadają”, premiera HBO GO, to bowiem filmowy eksperymencik. Sam wielki Steven Soderbergh zaprosił trzy cudne aktorki – Meryl Streep, Candice Bergen i Dianne Wiest – i na pokładzie transatlantyka „Queen Mary 2” w dwa tygodnie nakręcił film. Ponoć w znacznej mierze improwizowany, bo dialogi były ramowe, a wrośnięte na całego w swoje postacie aktorki plotły i dokazywały bez tradycyjnych scenariuszowych kagańców. To zresztą taki film, który polega właśnie na gadaniu. Gada się tu w każdej scenie, o rzeczach ważnych i nieważnych. A to w dzisiejszych czasach też coś raczej dla smakoszy.
Tak więc w ów rejs wyrusza pisarka wybitna. Musi odebrać nagrodę, a nie lata samolotami. Zaprasza kilka osób - swojego pociota-pomagiera, w końcu jest koło 70-tki, oraz dwie kumpele ze studiów, z którymi kontaktowała się z rzadka. Jedna pracuje jako sprzedawczyni bielizny, druga zajmuje się skazańcami. Wszystkie panie mają pretensje do życia, świata i siebie. Pani pisarka o to, że nie jest doceniana za to, co dla niej najważniejsze, sprzedawczyni za całokształt, a trzecia koleżanka za to, że nigdy już nie będzie młoda. No i rodzi się pytanie – czy w takiej sytuacji da się choć na chwilę wrócić do dawnych emocji.
Co mamy w tym filmie dobrego? Niektóre sceny są przepyszne, bo obserwowanie i słuchanie rozmów ludzi, którzy coś tak przed sobą udają, zawsze jest pyszną zabawą. Choćby słuchanie pani pisarki, która przez lata nauczyła się mówić pretensjonalnym, napuszonym tonem gwiazdy kultury i sztuki... Naturalność tej rozmowy – bez dopieszczonych dialogów i wystudiowanych min – też czasami sprawdza się znakomicie. Serducho cieszy również sam klimat, nieco archaiczny, jakby z obrazów Allena – ten transatlantyk, to gadanie, te żarciki... Momentami kapitalna jest też drugoplanowa satyra. Jak ta dotycząca wiecznej niedorosłości pokoleń, które przyszły po naszych heroinach. Jedna z pań musi zajmować się dziećmi. A że dzieci są po czterdziestce? Tym bardziej więc wymagają „zajmowania się”.
A co zgrzyta? To, co jest siłą tego filmu, jest też problemem. Bo naturalne rozmowy czasami są pasjonujące, a czasami niekoniecznie - jak paplanina, w której grzęźniemy i która niczego nie popycha do przodu… Tak, jak w życiu. Nie wygrano też wszystkich postaci należycie, bo cała opowieść skupia się przede wszystkich na pisarce pani Streep i sprzedawczyni pani Bergen. Ale nie przesadzajmy… Soderbergh zafundował nam pyszny cukiereczek o zupełnie innym smaku, niż to, co zwykle schodzi z taśm filmowej fabryki słodyczy.
