Pozbędziemy się coli ze szkół - obiecuje dyrektor ratuszowego wydziału edukacji Iwona Waszkiewicz

- Ograniczyliśmy w dużym stopniu sprzedaż „śmieciowego” jedzenia. Nasz sklepik prowadzi teraz inny ajent, który - zanim podpisał umowę - dokładnie zapoznał się z wytycznymi ratusza, dotyczącymi tego, co można oferować do sprzedaży.

Wkrótce pojawią się w ofercie jogurty, świeże kanapki i sałatki - zapowiada Małgorzata Rogowska, dyrektor SP nr 65 w Fordonie. - W szkole został automat z napojami i batonami, ale jest ustawiony na basenie.

Zostawiliśmy go z myślą o tych, którzy korzystają z niego popołudniami, a więc głównie dorosłych. Młodzież ma ograniczony dostęp do tych produktów - dodaje dyrektorka.

W SP nr 63 na Szwederowie zrezygnowano z usług sklepiku szkolnego, bo ajent nie mógł się pogodzić z tym, że zamiast czipsów ma sprzedawać coś zdrowszego.

Urzędnicy twierdza, że zmiany w sposobie żywienia dzieci - choć może wydają się powolne - są nieuniknione. By je przyspieszyć, muszą zaangażować się w nie również rodzice. - Szkoła to jedno, ale warto zwrócić uwagę na to, co dzieci przynoszą do szkoły z domu, na to wpływu nie mamy. My prowadzimy wiele programów prozdrowotnych, rodzice się w nie angażują - podkreśla Katarzyna Borkowska, dyrektor ZS nr 14.

- Jesteśmy wspierani przez wiele instytucji i osób, które podkreślają, że stawiamy na zmiany systemowe. Pewną przeszkodą mogą być umowy podpisanie przez dyrektorów szkół, czasem zmiany w trakcie ich trwania są trudne do przeprowadzenia. Ale to tylko kwestia czasu, gdy coli, gazowanych napojów, snickersów i marsów nie będziemy w szkołach widzieć - zapewnia Iwona Waszkiewicz.(BOB)