Ba, zdarza się od czasu do czasu, że podczas jednego opuszczenia szlabanu przez przejazd przejeżdżają dwa pociągi - nie zawsze jeden zaraz po drugim. Czasem też wydaje mi się, że od zamknięcia rogatek mijają długie minuty, zanim cokolwiek pojawi się na torach przed maską mojego samochodu. Przyznam szczerze, że bywają dni, gdy mam ochotę włączyć w korku klakson i solidnie „wytrąbić” dróżnika.
Tu więcej o tragedii w regionie
Ale tego nie robię, bo życie mi miłe. Mam zresztą wrażenie, że ostatnimi czasy więcej tragedii na torach dzieje się nie tam, gdzie przejazd oznaczony jest jedynie krzyżem św. Andrzeja, lecz w miejscach, w których porządnych zabezpieczeń nie brak. Tak było na przykład w Bąkowie pod Warlubiem, gdzie pod kołami pociągu pośpiesznego stracił życie kierowca szkolnego autobusy. Wjechał pod pociąg, mimo że przejazd jest wyposażony w półrogatki i sygnalizację świetlną.
Nie będę ferował wyroków po tym wypadku, ale moją uwagę zwrócił też wiek jedynej ofiary (pasażerce udało się uciec). Kierowca autobusu miał 71 lat...
