Nie lubię marnować jedzenia, rzadko więc zdarza mi się wyrzucać je do pojemnika na śmieci. Tak jest i już.
Myślę, że nie wymaga to z mojej strony wielkiego wysiłku ani też specjalnego morale. Po prostu, nie kupuję ton żywności przed świętami i weekendami. Mam w lodówce tylko tyle jedzenia, ile jesteśmy w stanie zużyć w ciągu dwóch, może trzech dni. Reszta siedzi zamrożona na kość w zamrażarce i czeka. Nie gotuję jedzenia jak dla pułku ułanów, bo nie lubię odgrzewanych kotletów. Dlatego podziwiam takich, u których świąteczne stoły się uginają, a potem cała rodzina je to samo aż do Trzech Króli. Niestety, potem nadpsute resztki trafiają do śmietnika. Szkoda, bo można byłoby inaczej...