Około godziny 21, w środę, na SOR jednej z bydgoskich lecznic wjeżdża czarny plastikowy worek, zaklejony szeroką taśmą. Z zawiniątka wystaje krótko ostrzyżona ciemna głowa. Głowa potwornie przeklina, wyje, ciało szarpie się w worku, a z każdym jego poruszeniem śmierdzi coraz bardziej, mimo że wstępne zabiegi higieniczne ciało już przeszło (ale odchody są nieustannie wydalane, stąd ten worek). Żaden bezdomny nie wjedzie na izbę przyjęć w swoim naturalnym stanie. Zatrułby personel i innych chorych fetorem albo zakaził bakteriami z pootwieranych ran. Dlatego prosto z ulicy taki człowiek trafia do myjni w tzw. śluzie dekontaminacyjnej.
Na szpitalnym korytarzu smród nie do wytrzymania
- Nie mamy już na nich siły - wzdycha lekarz, który ma tego dnia dyżur w SOR. - Większość bezdomnych nie powinna się tu znaleźć. Gdzie? Nie mam pojęcia. Może na Fordońskiej, w Punkcie Pomocy Osobom Nietrzeźwym? - odpowiada na pytanie pacjenta, który ma to nieszczęście, że siedzi w boksie obok osoby zawiniętej w worek. Okazuje się, że zawiniątko jest kobietą. Pacjent nie może dłużej powstrzymywać odruchu wymiotnego. W ostatniej chwili udaje mu się wyjść do toalety.
Przeczytaj też: Uczniowie bydgoskich szkół Sokrates polecieli do Cambridge po dużą dawkę wiedzy [zdjęcia, wideo]
- My nie możemy nigdzie wyjść. W korytarzu są inni chorzy. Czekają, aż umyjemy, odwszymy i ostrzyżemy naszych bezdomnych. Wszystko razem trwa nawet do 3 godzin. Musimy to zrobić w pierwszej kolejności, żeby móc wjechać z tym człowiekiem na SOR - rzuca w biegu pielęgniarka.
Ile kosztuje badanie bezdomnych? Piszemy o tym na drugiej stronie
Dr n. med. Ahmad El-Essa, kierownik Kliniki Medycyny Ratunkowej Szpitala Uniwersyteckiego nr 1 w Bydgoszczy, lecznicy z jedynym w regionie Centrum Urazowym, wykonującej unikatowe operacje, w tym transplantacje, najbardziej ubolewa nad tym, że nie ma odgórnych procedur postępowania z pacjentami bezdomnymi i nietrzeźwymi zarazem. - Bezdomny to oczywiście pacjent, więc ma prawo do wszystkich świadczeń medycznych, ale nie można go absolutnie porównywać ze zwykłym pacjentem. Bezdomny absorbuje oddział ratunkowy totalnie. I sporo nas kosztuje - podkreśla dr El-Essa. Przytacza ciekawe dane. - W jednym z tygodników przeczytałem, że bezdomny - bodajże z warszawskiego szpitala - miał 50 tomografii głowy w roku! Sprawdziłem naszych chorych. Jednemu z nich zrobiliśmy „tylko” trzydzieści tomografii. Jedna kosztuje 250 złotych. Tylko czy ktoś, kto przyjmuje bezdomnego nieprzytomnego, choćby tylko z powodu pijaństwa, ale i z urazem głowy, odważyłby się nie wykonać tego badania? Nikt.
QUIZ: Produkt polski czy zagraniczny?
Dalej kierownik wylicza: - Komplet podstawowych badań z krwi kosztuje ok. 100 zł. A tak zwane roboczogodziny, zabiegi medyczne, ale i higieniczne? Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, w jakim straszliwym stanie są ci ludzie. Musimy ich z dużymi trudnościami technicznymi myć, musimy ich odwszawić, ogolić im włosy. Odzież i buty najczęściej trzeba spalić. W opiekę nad bezdomnym zaangażowane są zwykle cztery osoby: dwóch lekarzy, pielęgniarka, ratownik medyczny. Takich pacjentów miewamy aż 5-6 na dobę, bez względu na porę roku. Zimą przemarzają, latem doznają porażeń słonecznych, odwadniają się. Czasami nie dajemy sobie rady, brakuje nam rąk do pracy, więc prosimy miejskich dyspozytorów, żeby tego dnia już więcej bezdomnych do nas nie przysyłali. Są przecież inne szpitale...
Warto przeczytać: Niebieski Wieloryb przypomniał o tym, co zamietliśmy pod dywan
Kierownik podkreśla, że w Bydgoszczy nigdy nie było idealnego programu opieki medycznej nad bezdomnymi, ale kilka lat temu lecznice się dogadały. Każda przez 10 dni w miesiącu przyjmowała pacjentów trudnych. Ten system upadł.
- Czy było wtedy lepiej? Z jednej strony tak, ale aż trudno sobie wyobrazić, co się działo na oddziale przez te 10 dni - mówi Kamil Onasz, lekarz internista dyżurujący na SOR w „Juraszu”. I podaje standardowy plan dnia czy nocy bezdomnego pacjenta. - Jest z nami od kilku do kilkunastu godzin, dopóki nie wytrzeźwieje („chorzy” mają najczęściej od 3 do 5 promili - przyp. red.) i o własnych siłach nie wstanie na nogi. W tym czasie dostaje kroplówki i niezbędne medykamenty. Odpoczywa na szpitalnej sali obserwacyjnej. Dostarczamy mu czystą o dzież i buty (większość ubrań pochodzi z domów lekarzy, ordynatorów, a nawet dyrektora szpitala; szpitalny magazyn nie jest w stanie ubrać wszystkich potrzebujących - przyp. red. ), kolację i śniadanie, z tym że na śniadanie nie zawsze nasz podopieczny czeka, ponieważ spieszno mu do alkoholu.
Bezdomnym powinna lepiej pomagać opieka społeczna? Przeczytaj o tym na kolejnej stronie
- Tych pacjentów nie interesuje ani jedzenie, ani wypis i zalecenia, ani odwyk czy terapia, a przecież za ścianą mamy oddział psychiatrii. Bezdomni w skrajnym stanie uzależnienia nie chcą niczego, poza piciem. Dlatego też regularnie, nawet co kilka dni, do nas wracają i historia ze smrodem, myciem i ubieraniem powtarza się. Mamy starych znajomych, jak ten pan, który nieustannie przechodził u nas tomografię głowy, ale i inne specjalistyczne badania - mówi dr El-Essa.
Paradoksy opieki społecznej w Bydgoszczy
Osobny temat to bezdomni obciążeni wieloma przewlekłymi i nieleczonymi, oczywiście, chorobami. Jest takich nieszczęśników w mieście coraz więcej. Powinni trafiać do zakładów opiekuńczo-leczniczych, ale różnie z tym w praktyce bywa. Szpital nie może takich pacjentów ani zatrzymywać u siebie (choć zdarza się, że to robi, przy wyraźnym sprzeciwie części zdesperowanych szefów klinik), ani odesłać ich do schroniska, ponieważ nowy przepis nakazuje, by schronisko przyjmowało bezdomnych w stu procentach samodzielnych.
- To prawda, żądamy zaświadczenia lekarskiego, potwierdzającego samodzielność i, co czasem nas dziwi, dostajemy je od ludzi, którzy z trudem trzymają się na nogach albo wcale się na nich nie trzymają - mówi Maciej Zabielski, kierownik Schroniska dla Bezdomnych Mężczyzn w Bydgoszczy.
Pytany o kłopotliwą opiekę szpitalną nad bezdomnymi, podsuwa pewne rozwiązanie. - Na Zachodzie przy szpitalach działają osobne izby przyjęć tylko dla bezdomnych. Są usytuowane w pewnym oddaleniu od oddziału ratunkowego dla pozostałych pacjentów. To naprawdę się sprawdza. Może warto nad takim rozwiązaniem się zastanowić? Z kolei Marian Gliniecki, rzecznik prasowy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy, mówi o jeszcze innym pomyśle. - Szpital Miejski w Bydgoszczy obsługę higieniczną osób bezdomnych powierzył pracownikowi socjalnemu. Taka osoba mogłaby przecież współpracować ze szpitalnym oddziałem ratunkowym i odciążyć tamtejszą załogę. Poza tym, nie ma żadnych przeszkód, żeby w szpitalu istniał kącik z odzieżą.
Zobacz:
Równanie ulic w Bydgoszczy [harmonogram]
Co do opieki w szerszym tego słowa znaczeniu, zgodnie z ustawą, odpowiada za nią MOPS, czyli państwo, choć coraz częściej włączają się organizacje pozarządowe, jak to się także dzieje na zachodzie Europy, ale i w USA. Organizacje pozarządowe (fundacje, stowarzyszenia, organizacje chrześcijańskie, Czerwony Krzyż, itp.) samodzielnie i od początku do końca organizują wsparcie dla bezdomnych. Kwestia leczenia szpitalnego jest jednak wszędzie niezwykle trudna. Państwo po prostu musi wziąć ją na siebie.
Ostatnio temat leczenia bezdomnych zdominował (który to już raz?) obrady Komisji Rodziny i Polityki Zdrowotnej Urzędu Miast Bydgoszczy. Konkluzja? „Pogadaliśmy sobie” - stwierdził jeden z uczestników spotkania. Nadal nie wiadomo, kto i gdzie miałby zorganizować sprawnie działające ambulatorium dla ludzi żyjących na ulicy. Bez narażania innych pacjentów i bez dodatkowego obciążenia przepracowanego personelu SOR-ów...
BEZDOMNI U LEKARZA: Szpital Uniwersytecki nr 2 im. dr. J. Biziela rocznie przyjmuje na swoim oddziale ratunkowym ok. 400 bezdomnych pacjentów (dla porównania, w Szpitalu Miejskim w Bydgoszczy takich pacjentów było w 2016 r. - 790, a do 20 marca b.r. - 170). W „Bizielu” rozpoczęła się właśnie realizacja projektu przebudowy i rozbudowy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. W projekcie tym przewidziano pomieszczenie, rodzaj izolatki z dwoma łóżkami, dla pacjentów wymagających szczególnej opieki, m.in. dla bezdomnych.