Bo takie wakacje to zwykle z trudem lepione kompromisy - ktoś tam woli morze, ktoś góry, ktoś łażenie po lesie, a ktoś leżak. No a kiedy jeszcze traktujemy familijne wakacje jako akcję ratunkową dla rodziny, która lekko nam się sypie, bo w ciągu roku nikt nie ma dla niej czasu, to efekt bywa tym bardziej fatalny...
Kultową komedią o rodzinnych wakacjach jest od ponad 30 lat film „W krzywym zwierciadle: Wakacje” z komikiem Chevym Chasem jako panem Griswoldem. I całkiem słusznie. Kiedy więc paru magików od współczesnej komedii wpadło na pomysł odgrzania tego pomysłu i zrobienia nowej wersji z synem Griswolda, który po latach wyrusza już z własną rodziną w tę samą podróż, można było zacząć się bać. Bo przecież zmieniło się bardzo wiele, z modnym rodzajem dowcipu w hollywoodzkich komediach na czele. Z drugiej strony zaskakująco mało zmieniły się rodzinne relacje i pokoleniowe konflikty, więc jakaś szansa na powtórkę z rozrywki była.
I trochę tak z tym filmem jest, że buja nam się od smętnych dowcipasów seksualno-ekskrementowych, od których robi się niedobrze, po satyrę całkiem, całkiem - jak dowcipy o przymusie polubień na społecznościowych portalach, tanich liniach lotniczych, czy nawet politycznie poprawnym „genderze”. Doły nad górami nieco dominują, ale dawno nie słyszałem w kinie śmiejącej się w głos publiki, a to w końcu dla niej robi się komedie. Co tu dużo gadać, komedie kompletnie inne niż kiedyś, z eskalacją słonego żartu - bo inna jest wrażliwość ludu, epatowanego choćby wygłupami w sieci.
Tak więc oglądamy opowieść o rodzinie mniej przypominającej amerykański sen, a bardziej amerykańską zwyczajność. Tatuś nie jest łowcą i zdobywcą, ale naiwniakiem i przeciętniakiem, starszy syn to kompleksiarz, a młodszy - niezły hultaj. Mam dawno porzuciła większe ambicje. Razem wyruszają w wakacyjną wyprawę przez całą Amerykę - i odkrywają starą prawdę, że warto w życiu poświęcić różne miraże dla fajnej, zgranej rodziny. I że nie każdy jest samcem alfa, zagryzającym przeciwników, bo niektórzy są po prostu sympatycznymi poczciwinami. Straszna konserwa? Pewnie tak, ale coś w tym jest. A do tego jak pięknie wpisuje się w sytuację większości widzów.
Pojawia się w też tym filmie Chevy Chase, jako siwiutki dziadek. Pomysł świetny, wykonanie fatalne. Bo w sumie, to nie bardzo wiadomo, po co Chevy się pojawia.CP