Budowa nowego „Torbydu” nie miała wcześniej najlepszej prasy.
Najpierw wielu mieszkańców obrażało się na zamierzenia projektowe, ściślej to, czego do pełnego szczęścia w tym miejscu będzie brakować (w kontekście świadomości, że jak się raz zbuduje, niczego już się nie zmieni, nie doda). Potem był mały kwas z określeniem nazwy, której wyborem ktoś się brzydko bawił. Aż wreszcie... Trzy dni hucznych zabaw czekają bydgoszczan, zainteresowanych otwarciem głównego miejskiego lodowiska. Kiedy o tym rozmawiamy, jakoś tak od razu każdy zaczyna wspominać stary Torbyd, swoje dawne ślizgawki, mecze hokejowe z czasów bydgoskiej świetności... Pięknie byłoby mieć znów do czego wracać!