https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Modlitwa zamiast gwarancji

Małgorzata Oberlan
Huk i gryzący w oczy pył - tyle pamięta 17-letnia Paulina Pietrzycka. O 5.00 nad ranem spadł na nią, leżącą w łóżku, sufit. Prezes spółdzielni mieszkaniowej do dziś utrzymuje, że.... z winy jej rodziców.

Huk i gryzący w oczy pył - tyle pamięta 17-letnia Paulina Pietrzycka. O 5.00 nad ranem spadł na nią, leżącą w łóżku, sufit. Prezes spółdzielni mieszkaniowej do dziś utrzymuje, że.... z winy jej rodziców.

<!** Image 2 align=right alt="Image 97520" sub="Dokładnie 165 na 100 centymetrów tynku odpadło
z tego sufitu. Pietrzycki jest doświadczonym budowlańcem. Jego zdaniem, podobnie zresztą jak i inspektora powiatowego nadzoru budowlanego, sufit spartaczył wykonawca. Tynk najprawdopo-dobniej kładł
w pośpiechu, bez podkładu. Lokator nie zgadza się, by spółdzielnia obarczała go winą za tak poważne wady. / Fot. Adam Zakrzewski">Lubicz Górny to malownicza miejscowość tuż za rogatkami Torunia. Blok przy ul. Piaskowej 25, w którym doszło do dramatu, spółdzielnia postawiła w 2004 r. za pieniądze z Krajowego Funduszu Mieszkaniowego. Tanio, zgodnie z założeniem KFM. Zdaniem lokatorów, od początku zmagających się z dziesiątkami usterek, inwestycję i ich samych potraktowano po macoszemu. - Dopóki nie wpłaciliśmy koniecznych 30 proc. wkładu mieszkaniowego, dopóty traktowano nas poważnie. Po wpłacie bajka się skończyła - mówi Krzysztof Szenkowski, pokazując pęknięcia na ścianach i gazety powtykane pod meble. Nie tylko u niego ściany są krzywe.

Trzy worki gruzu

Paulinę Pietrzycką z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu karetka zawiozła do szpitala dziecięcego. Miała trzy guzy na głowie i opuchniętą twarz. Po tygodniu wróciła do domu. Pozostaje pod kontrola neurologa. - Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby spała na wznak - mówi ojciec dziwczyny, Jan Pietrzycki. Pokazuje zdjęcie zrobione aparatem telefonicznym: gruz na łóżku, podłodze, wszędzie biały pył. W suficie została dziura - 165 na 100 centymetrów. Pietrzyccy wynieśli gruz w trzech workach na śmieci.

<!** reklama>Wypadek opisano na łamach lokalnych gazet i Faktu. Informację podała też TVN24, ku wielkiemu niezadowoleniu zarządu lubickiej spółdzielni. Bo przy okazji cała Polska dowiedziała się, z jaką fuszerką zmagają się lokatorzy od momentu zasiedlenia. Mieszkańcy pokazali pęknięcia na ścianach i sufitach, odklejające się panele, krzywe ściany, grzyb. Zaczęli mówić o drodze przez mękę, jaką przechodzili, domagając się usunięcia usterek. O tym, jak zarząd nie mógł poradzić sobie z wykonawcą, który podobno splajtował.

<!** Image 3 align=left alt="Image 97520" sub="Gruz, który spadł, między innymi, na łóżko córki, państwo Pietrzyccy wynieś-li w trzech workach. - Nam zostaje modlitwa przed snem - mówią sąsiedzi. / Fot. Archiwum państwa Pietrzyckich">- Po tym, co spotkało państwa Pietrzyckich, bardzo się boimy. I chyba wszyscy żałujemy, że podpisaliśmy w zeszłym roku te pakty z diabłem - mówi pani Anna, matka małych dzieci.

Wyroki

Chodzi o oświadczenia, jakie dziś pokazuje Zbigniew Sadowski, prezes spółdzielni. „Ja, niżej podpisany, oświadczam, że akceptuję wyliczoną w kosztorysie przez inspektora nadzoru spółdzielni wartość prac, związanych z usunięciem usterek i przyjmuję tę kwotę na poczet płatności za materiały i usługi budowlane, które wykonam celem usunięcia usterek we własnym zakresie, bez pośrednictwa spółdzielni. Jednocześnie zrzekam się tym samym w przyszłości roszczeń wobec SM w Lubiczu, tytułem wykonanych wadliwie prac budowlanych (...) w czasie budowy budynku wielorodzinnego przy ul. Piaskowej 25”.

- Zrzekam się roszczeń, widzi pani - podkreśla prezes. Ma prawo do satysfakcji. Ludzie z branży budowlanej, którzy widzieli te oświadczenia, przyznają, że ich treść jest wyjątkowo sprytna, bo przerzuca odpowiedzialność z właściciela na lokatora i to całkowicie.

Takie kwity podpisało 53 z 68 mieszkańców bloku, w lutym 2007 r. W zamian otrzymali od 140 zł do 3 tys. zł i kosztorysy prac, które mieli wykonać. - To była sytuacja „albo-albo”. Albo podpisuję ten nierealny kosztorys i dostaję chociaż kilkaset złotych, albo nie podpisuję i mam figę. Podpisaliśmy, bo byliśmy zmęczeni kilkuletnim użeraniem się ze spółdzielnią i zdesperowani. Zapowiedziano nam, że skoro wykonawca zniknął, to na nic więcej nie możemy liczyć - mówi pani Anna. - Zrozumie nas tylko ten, kto prześledzi naszą historię od początku.

Fachowcy z „M-2”

Blok miał być oddany do użytku we wrześniu 2004 r., ale terminu nie dotrzymano. Odbiory mieszkań nastąpiły w połowie listopada. Czekający na swoje upragnione mieszkanie ludzie regularnie jeździli na Piaskową. A tu, choć termin gonił, panowało dziwne rozprężenie. - Od sąsiadów wiem, że nie tylko w moim mieszkaniu robotnicy pili sobie wino - wspomina pan Krzysztof.

<!** Image 4 align=right alt="Image 97520" sub="W piątek, 19 września, nad ranem obudził ją spadający gruz. Nieszczęście, które spotkało Paulinę Pietrzycką, poruszyło wszystkich mieszkańców. Uświadomili sobie, że to spotkać mogło również ich dzieci. Niestety, zarząd spółdzielni nie daje im stuprocentowej gwarancji bezpieczeństwa. / Fot. Radosław Sałaciński">- Mnie robotnicy „chwalili się”, że wielu z nich pracuje na czarno i ucieka do lasu w razie kontroli. Sami z siebie się śmiali, jacy to z nich fachowcy. „Pani, ja to we Włoszech za kelnera robiłem, ręce mam delikatne” - mówił jeden. Drugi proponował sprzedaż firmowej farby, która mu została z malowania. Trzeci wynajmował się prywatnie, zamiast kończyć normalną robotę - mówi pani Magda.

Bloki stawiała przy Piaskowej firma „M-2”, należąca do Marka Grabowskiego z Grudziądza. Specjalizowała się budownictwie z KFM. Wcześniej Grabowski ze wspólnikiem budował dla lubickiej spółdzielni pod nazwą „Markbud”. Kłopotów, jak twierdzi prezes Sadowski, narobił sobie na przełomie 2004 i 2005 r. Na tyle poważnych, ze zawiesił działalność.

Wprowadzający się w listopadzie i grudniu lokatorzy podpisywali odbiór mieszkań. Wymieniali w nich te usterki, które widoczne były od razu.

W przypadku Pietrzyckich odnotowano: „oczyścić okna i parapety, wyrównać podłoże pod panelami, wyrównać narożniki i ściany, poprawić obróbki przy ościeżnicach, przeszlifować ściany łazienki, wyrównać ubytki progu”. Z każdym miesiącem stawały się widoczne kolejne fuszerki. Sprawdzianem okazała się zima.

Garby na podłodze

- Mróz sięgał 30 stopni. W pokoju dzieci miałam 20-centymetrowe sople - wspomina pani Anna.

- Parapet po prostu „odszedł” mi spod okna, pojawiały się pęknięcia na ścianach i sufitach - wymienia pan Krzysztof.

- Podłoga zaczęła dosłownie „chodzić”, panele się wybrzuszyły - dorzuca pani Magda.

Jak przyznaje Grzegorz Karpiński, spółdzielczy inspektor nadzoru, oraz sam prezes, panele sfuszerowano na całego. Firma „Świat Podłóg”, podwykonawca Grabowskiego, po prostu położyła je na mokre podłogi. Na dodatek, często garbate, bo nierówno wylane.

Gdy spółdzielnia domagała się usunięcia usterek, podwykonawca tłumaczył się, że do fuszerki zmusił go wykonawca, bo „goniły terminy”.

- „Świat Podłóg” powinien po prostu odmówić - mówi dziś Sadowski.

Zarząd spółdzielni ma udokumentowane swoje starania o to, by wykonawca usunął usterki. Korespondencja urywa się w 2005 roku. Wtedy stało się jasne, że od Grabowskiego niczego nie uda się uzyskać. Jedyne, co pozostało, to zamrożone 40 tysięcy złotych kaucji gwarancyjnej. Gdy skargi lokatorów sięgnęły zenitu, spółdzielnia postanowiła kaucję wyegzekwować.

W kwietniu 2006 roku na kluczowym zebraniu grup członkowskich prezes zaproponował lokatorom pieniądze na usunięcie części wad, np. drzwi wejściowych („dosłownie się podwijały od dołu”) i paneli. - To były grosze - podkreślają lokatorzy.

Prezes tłumaczył, że może refundować koszty tylko w cenach wykonawcy. A te są „znacznie niższe, z uwagi na ilość zamawianego materiału w stosunku do indywidualnych zamówień” (cytat z protokołu). Ludzie przyjęli więc sumy, które nijak miały się do cen drzwi i podłóg.

W maju 2006 roku odbył się kolejny przegląd usterek w mieszkaniach, a w lutym 2007 r. lokatorzy podpisali wspomniane już oświadczenia. Państwo Pietrzyccy także. W zamian dostali 1,8 tys. zł. Za te pieniądze mieli: uszczelnić okna pianką, naprawić tynki w całym mieszkaniu, pomalować ściany i sufity emulsją, wyłożyć mieszkanie płytami prospanelowymi, zrobić wylewkę wyrównującą, zniwelować zacieki. - Dokładając z własnej kieszeni, zrobiłem, ile mogłem. Sam grzyb usuwałem trzykrotnie. Bezskutecznie - mówi Jan Pietrzycki, z zawodu budowlaniec.

Zdaniem prezesa, Pietrzycki wydał pieniądze „po uważaniu”: - Do tego wydarzenia w pokoju jego córki nie doszłoby, gdyby usterki usunął zgodnie ze sztuką budowlaną. Tymczasem pęknięcia w suficie pan Pietrzycki prawdopodobnie tylko zaszpachlował - mówi.

Prawdopodobnie, bo spółdzielnia ani w mieszkaniu Pietrzyckich, ani w żadnym innym nie sprawdziła, czy i jak lokatorzy usunęli usterki, do czego zobowiązali się na piśmie.

Fakty

„Stawiający ten blok bardzo się śpieszyli”

- To ewidentne wady wykonawcze. Najwyraźniej stawiający ten blok bardzo się śpieszyli - powiedział dziennikarzom 23 września, tuż po kontroli, inspektor Zdzisław Konieczny z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Toruniu. Zapowiedział, że wyda spółdzielni nakaz skucia w mieszkaniu Pietrzyckich tynków, nie tylko w feralnym pokoju córki, ale też w przedpokoju i łazience.

Inspektor Konieczny stwierdził, że dla bezpieczeństwa innych lokatorów wskazany byłby przegląd wszystkich mieszkań w bloku przy Piaskowej 25 w Lubiczu Górnym. Tłumaczył, że ze względu na nawał obowiązków i kłopoty kadrowe PINB ograniczył kontrolę do jednego lokalu. Przeglądem całości postanowił obarczyć spółdzielnię. Jeden z lokatorów postanowił osobiście wystąpić do inspektoratu o to, by ten jednak skontrolował cały budynek.

Sześć dni po wizycie PINB do Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubiczu Górnym nie wpłynęły żadne zalecenia pokontrolne. Pęknięcia w mieszkaniu państwa Pietrzyckich wciąż straszą. Jana Pietrzyckiego zdziwił przebieg kontroli: - Inspektor PINB i inspektor ze spółdzielni mówili sobie po imieniu. Padły słowa o braku „szprycy betonowej”. To mieszanina cementu, wody i odrobiny piasku, dzięki której tynk trzyma się ścian i sufitu. Jako budowlaniec - mówi Pietrzycki - wiem, że nie tylko w moim mieszkaniu tej szprycy nie położono. Łatwo to wykryć, opukując ścianę: wydaje głuchy dźwięk. Ciekaw jestem, czy takie „usterki” też mają usuwać sami lokatorzy?

Rodzice Pauliny Pietrzyckiej domagają się od spółdzielni nie tylko naprawienia fuszerki. Chcą wystąpić o zadośćuczynienie z tytułu nieszczęścia, które ją spotkało. Nie wykluczają wkroczenia na drogę sądową. Prezes spółdzielni ubolewa, ale winą za sytuację obarcza lokatorów. O zadośćuczynieniu nie chce rozmawiać.

Opinia

<!** Image 5 align=right alt="Image 97520" sub="Fot. Radosław Sałaciński">Zbigniew Sadowski, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Lubiczu Górnym:

- Bardzo ubolewam nad tym, co spotkało córkę państwa Pietrzyckich.

Gdyby usterki w ich mieszkaniu usunięto zgodnie ze sztuką budowlaną, do tej sytuacji nie doszłoby. Prawdopodobnie pęknięcia w suficie zostały przez pana Pietrzyckiego tylko zaszpachlowane (opieram się tu na opinii inspektora ze spółdzielni).

Przyznaję, że po raz pierwszy postanowiliśmy wypłacić pieniądze lokatorom na usunięcie usterek we własnym zakresie. Kolejny raz bym już tak nie postąpił, tylko zlecił prace wynajętej firmie. Bałbym się, że znów pieniądze zostana wydane niezgodnie z ustalonym kosztorysem.

Muszę tu jednak zaznaczyć, że lokatorzy mieszkań KFM-owskich nie mogą wymagać standardu, który mają ich sąsiedzi w mieszkaniach komercyjnych. Lokale KFM-u wyposażane są w tanie panele, kuchenki, zlewozmywaki itp. Tak, jak przewiduje regulamin funduszu.

Wybrane dla Ciebie

Utrudnienia dla kierowców! Czasowa organizacja ruchu na węźle Bydgoszcz Południe

Utrudnienia dla kierowców! Czasowa organizacja ruchu na węźle Bydgoszcz Południe

Za nami Podwórkowy Dzień Dziecka w Bydgoszczy. Atrakcji nie brakowało - oto zdjęcia

Za nami Podwórkowy Dzień Dziecka w Bydgoszczy. Atrakcji nie brakowało - oto zdjęcia

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski