Takie smutne podejrzenie nasunął mi artykuł o kłopotach mieszkańców śródmieścia Bydgoszczy z tzw. odpadami wielkogabarytowymi, czyli, mówiąc po ludzku: gratami, takimi jak tapczany, fotele, meblościanki, lodówki, pralki czy kuchenki gazowe, których ludziom nie chce się wywozić, więc podrzucają je, gdzie się da i komu się da. Otóż takie obrazki nie są mi obce, ale w pamięci w tle graciarni widzę przyblokowy śmietnik. Starocie zwykle wianuszkiem otaczały ten przybytek i dość szybko znikały, rozmontowywane przez bractwo wolnych zbieraczy surowców wtórnych.
Przyznam szczerze, że nie wiem, jak dzisiaj wygląda otoczenie śmietnika na przeciętnym blokowisku. Od paru lat każdy obywatel Rzeczypospolitej ma do dyspozycji bezpłatny PSZOK (czytaj: Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych) i coroczne, także bezpłatne zbiórki odpadów wielkogabarytowych. Trochę to kłopot z dużymi śmieciami ogranicza, ale, jak chyba wszyscy zauważamy, nie do końca. Bo wciąż są tacy, dla których dowóz wielkiego gabarytu do PSZOK-u jest za drogi, a oczekiwanie na gminną akcję zbiórki - za długie.
Nie przypuszczałem jednak, że kłopot ten dotyka śródmiejskich kamienic, w których wciąż żywa jest tradycja poduszeczki w oknie i lustrowania okolicy. Nadal więc wiedzą tam sąsiedzi, jak kto siedzi. Tyle że wspólnego pożytku z tego nie ma. Lokatorska społeczność ani sama się nie organizuje do walki ze szkodnikami, ani, powodowana źle pojmowaną przyzwoitością, nie donosi na szkodników do policji czy straży miejskiej. Ofiary cichych zrzutów wielkich śmieci domagają się nowych kamer wideomonitoringu, które miałyby oko na szkodników. Obawiam się, że nawet gdyby ratusz znalazł na ten cel pieniądze, to kamery niewiele by pomogły. Służą one bowiem przede wszystkim poprawie bezpieczeństwa, więc są instalowane w ruchliwych punktach. Śmieci zaś podrzuca się do ogrodów, na trawnik, czy w zakamarki podwórek. Zastanawiam się natomiast, dlaczego niektóre nawiedzane przez indywidua podrzucające śmieci firmy czy instytucje - jak np. MDK nr 4 na Dworcowej - same nie zaopatrzą się w dyżurującą całą dobę kamerkę. System do monitoringu bezprzewodowego w sklepie internetowym można kupić już za dwieście kilkadziesiąt złotych.

Dariusz Bloch
Niezbyt wierzę w anonimowość podrzucających śmieci w bydgoskim śródmieściu. A już ogóle nie wierzę, że ludzie w podbydgoskim Kusowie nie wiedzą, kto regularnie podpala jedno z dużych gospodarstw w tej wsi. Od sierpnia płonęło ono pięć razy. Za każdym razem ogień gasiło wiele zastępów strażaków, uwiązanych tam przez wiele godzin. Niebezpieczeństwo groziło blisko dwustu krowom, które wyprowadzano z zajmowanych przez ogień obór. Do tej pory podpalacz pozostaje nieuchwytny. Ponoć nawet badania wykrywaczem kłamstw nie pomogły śledztwu. Kusowianie, otrząśnijcie się! Kto w tej sprawie milczy, jutro może mieć krew na rękach. Nie tylko bydlęcą.