Bo przecież nie donoszą z umiłowania dla prawa i w trosce o dzieci, tylko dla mamony. Przekonało mnie o tym wyliczenie jednego ze speców od zarabiania w sieci. Jego zdaniem, filmik popularnego „sygnalisty” z YouTube, który ośmielony przez innego „sygnalistę” zdecydował się zakapować swoich konkurentów, za sprawą emitowanych przy materiale reklam może wzbogacić konto autora od 100 000 do nawet pół miliona złotych polskich.
Na szczęście social media to wciąż jeszcze nie tylko muliste dno. Dowiodły tego w ostatnich dniach notowania firmowanych przez „Express Bydgoski” postów na Facebooku. Nie seks, przemoc i sensacja zrobiły tam największą furorę, nawet nie posty o wielkiej kasie, tylko… informacja o pewnym krajanie z Jarużyna, który 29 września obronił pracę doktorską na Politechnice Bydgoskiej. A smaczkiem tego newsa nie był sam fakt obrony doktoratu, co na szczęście zdarza się nie tylko na najmłodszej polskiej politechnice, lecz wiek świeżo upieczonego doktora – 75 lat.
Pan Piotr, bohater rekordowego pod względem odsłon w sieci posta, podsumował w ten sposób swoją pasję, którą poważnie, o czym świadczy hodowla składająca się z około 1,5 miliona sztuk, zajmuje się od 1967 roku. Cóż zaś z tak wielkim poświęceniem hoduje pan Piotr? Kaktusy! Wśród blisko 8 tysięcy gatunków i odmian tej rośliny, rosnących na „plantacji” w Jarużynie, są także odmiany wyhodowane i opatentowane przez doktora Piotra. To między innymi Brown Star – Brązowa Gwiazda, o ciemnej barwie i bez cierni, a także jej kolorystyczne przeciwieństwo: Snowy Peter – Śnieżny Piotr, którego korpus pokryty jest białymi włoskami.
Stwórca Śnieżnego Piotra i Brązowej Gwiazdy, warto podkreślić, potrafi też na swej pasji uczciwie zarobić. Prowadzi bowiem sklep internetowy, do którego zamówienia wpływają nawet z ojczyzny kaktusa – Meksyku. Z jednej strony mamy w Internecie cynicznych, zdemoralizowanych celebrytów, a z drugiej takie osoby, jak pan Piotr. Nie trzeba zatem topić laptopa w klozecie, tylko mądrze wybierać – co nie jest bardzo skomplikowane, gdy wyjdzie się już z wieku siusiumajtki.
Z dobrych wieści, które przyniósł mi w tym tygodniu Internet, ucieszyła mnie też ta o ofertach w przetargu na opracowanie dokumentacji projektowej dla rozbudowy trasy W-Z w Bydgoszczy. Chodzi o odcinek od ulicy Lelewela do Łęczyckiej, którego budowa wydaje się jedynym przedsięwzięciem, które może zlikwidować korki na ulicy Kamiennej. Przyznaję, że w tym względzie byłem ostatnio niewiernym Tomaszem, uznając, że wokół tej inwestycji wykonywane są co najwyżej ruchy pozorne. A tu mamy niewielki wprawdzie, ale zawsze konkret. Tym bardziej obiecujący, że jedna z trzech złożonych ofert przekracza sumę, która gotową jest wypłacić ratusz, tylko o 6 procent.
Jest to okoliczność, którą można rozpatrywać w kategorii cudu. Wystarczyć przypomnieć, że w zakończonym raptem kilka dni wcześniej przetargu na rozbiórkę kładki nad ulicą Wojska Polskiego rozbieżność pomiędzy kwota oferowana przez miasto i najniższą ofertą zgłoszoną w przetargu wyniosła 223 procent! Wniosek z tego, że w Bydgoszczy najłatwiej coś zaprojektować, trudniej zbudować (vide: między innymi mosty nad Brdą), a najtrudniej rozebrać.
