I historyjka ta przypomniała mi się teraz, w naszym wszechpolskim Wielkim Tygodniu Hejtu. Bo choć sprawę sędziowskiej szajki pana Piebiaka od dramatu rodziny Staraków-Woźniaków i oskarżeń o pedofilię pana muzyka Sadowskego dzieli niby wiele, to jednak sporo też łączy.
Zacznijmy jednak od Piebiakowej gromadki z ministerstwa sprawiedliwości. Otóż ponoć używając pani trollki Emilii - która, jak pisze, serce ma po prawej stronie - rozpowszechniać mieli kompromaty (od czasu politycznej trylogii pana Mroza to w Polsce słowo skrzydlate) na sędziów wrogich dobrej zmianie. Wrażliwe dane pani Emi dostawać miała z ministerstwa sprawiedliwości. Zgroza? Zgroza. Bo, choć wiadomo, że polityka często jest obrzydliwa, to jednak sędziowie sędziom gotujący ten los, to przebicie dna. I pewnie można by się tu silić na rozważania, kto za to odpowie i dlaczego nie będzie to minister Ziobro, który jak wiadomo jest za wielki, żeby upaść. Albo co wypichci rządowa propaganda, żeby wykręcić kocura ogonem.
Ale mnie akurat ruszyło wpisanie się panów sędziów w ten zwykły, hejtowy klimat. Owszem, podkręcają się słusznością sprawą, ba, infantylnie nadymają do bohaterstwa Inki - aż się człowiek zastanawia, z jakiej zagrody pan Ziobro ich wyciągnął - ale ile w tych wszystkich „doj…” i „wyp…” jest takich zwykłych, małych hejterków, zacierających łapki, że kogoś udało się upokorzyć? A jak już kogoś dużego w tym środowisku, to tym bardziej?
W tym tygodniu media napakowane były newsami o panu Piotrze Staraku-Woźniaku - i ile w socialu i w komentarzach było podłych wycieczek w stronę pani żony Agnieszki, gwiazdy TVN? Tak jak w sprawie pedofilskiego horroru superjazzmana – ile jadu tryskało w stronę pani Marii Sadowskiej? Dwóch kobiet, których jedyną wadą jest to, że są znane? I naprawdę między emocjami i satysfakcją sędziów-hejterów i tych malusich trolli jest taka różnica?
Pewnie można by się tu teraz pochylić nad mechanizmami hejtu, tylko po co, skoro wszystko jest jasne. Technologia dała broń, jakiej nigdy nie było, więc lud oszalał. A tak nawiązując do mojego koleżki – tych co awansują zawsze jest mniej, niż tych pominiętych.
