Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolorowe zeszyty, które kupowały miliony Polaków. Rozmowa z Andrzejem Nowakowskim

Sławomir Bobbe
Sławomir Bobbe
Wszystkie zeszyty „Domana” zebrane w jednym wydaniu powinny być rarytasem dla miłośników twórczości Andrzeja Nowakowskiego. Fani usilnie namawiają autora do dokończenia staropolskiej sagi.
Wszystkie zeszyty „Domana” zebrane w jednym wydaniu powinny być rarytasem dla miłośników twórczości Andrzeja Nowakowskiego. Fani usilnie namawiają autora do dokończenia staropolskiej sagi. Andrzej Nowakowski
Dlaczego z Andrzeja Nowakowskiego śmiał się Czesław Niemen i dlaczego nie chciał rysować Kapitana Żbika?

Wydawnictwo Egmont wydało właśnie wszystkie zeszyty „Domana”. To seria komiksowa, która ukazywała się w setkach tysięcy egzemplarzy.

- To jest okładka z dawnego zeszytu, zebrali je wszystkie „do kupy” i wydali taką zbiorówkę. Nie powiem, opłaciło mi się to, zwłaszcza, że nie kosztowało mnie to żadnej dodatkowej roboty. Zaskoczyli mnie pozytywnie, bo to bardzo ładne wydanie, będę miał pamiątkę.

Właśnie ukazuje się „100 na 100. Antologia komiksu na stulecie odzyskania niepodległości”. Opowiadanie „W ostatniej chwili” to historia pomocy węgierskiej dla Polaków, którzy walczyli z bolszewikami w 1920 roku. To pierwsza historia od lat, którą Pan narysował.

- Wydawca nazwał to antologią komiksu. Zebrali klasyków w ich rozumieniu, zauważyłem, że wiekowo większość ma powyżej 60 lat, reszta to panowie młodzi duchem. Grzegorz Rosiński nie wziął w tym udziału. Dostałem scenariusz, zapoznałem się i wyraziłem zgodę, że zrobię parę rysunków do scenariusza Macieja Jasińskiego. Antologia wychodzi „na dniach”. Ma być dostępna 14 września w Łodzi na międzynarodowym festiwalu komiksu. Co ciekawe, właśnie w Łodzi tworzą muzeum komiksu, skupują między innymi stare plansze komiksowe.

Wraca Pan do bardziej aktywnej pracy twórczej?

- Nie szukam specjalnie pracy, ale gdy ktoś się do mnie zgłosi z ciekawym projektem, to się go podejmuję. Tak jest na przykład z okładkami, zwykle to zlecenia od znajomych autorów. Nie zabiegam o nowe zlecenia. Samemu prawdę mówiąc nie zawsze mi się chce, nie mam też ciśnienia takiego jak, ci którzy muszą pracować ze względów zarobkowych.

Czytelnicy chcieliby zapewne dokończenia kończenie "Larkisa" i "Domana" i "Larkisa". Czy to kiedyś nastąpi?

Na każdym konwencie jestem pytany, kiedy dokończę tamte prace. To wymagałoby dwóch rzeczy. Albo musiałaby ogarnąć mnie nadzwyczajna wena twórcza albo nadzwyczajna motywacja finansowa, a tej też nie czuję. Chętnie rysuję, ale z własnej potrzeby. Kontynuacja sagi wymaga ogromnego poświęcenia, a ja mam wypracowaną, bardzo pracochłonną kreskę. Nad jedną stroną siedzę przynajmniej tydzień, tak było np. przy okazji „W ostatniej chwili”. Z Larkisem jest taka sprawa, że go dawno skończyłem, tyle że nie opublikowałem. Większość została pokazana w „Fantastyce”, zabrakło tylko kilku stron.

Pana fani którzy pierwszy raz wzięli komiksy do ręki w młodym wieku, teraz są ludźmi po 40-tce. Oni napędzają rynek komiksowy?

- Dla młodzieży jestem zabytkowy eksponat. Zacząłem od drobnych ilustracji, dowcipów prasowych. Od młodych lat bardzo to lubiłem i się tym bawiłem. W Dzienniku Wieczornym drukowano paski z komiksem. Ludzie ustawiali się w kolejkach, bo je kolekcjonowali. „Świat Młodych” również zamieszczał obrazkowe historie. Teraz widzę ze strony młodych przesadną atencję, gdy do mnie podchodzą, niekiedy nawet przesadną. Ja to rozumiem, jak byłem w liceum każdy kto miał powyżej 40 lat był dla mnie jakimś pradziadkiem.

Rysownicy młodszego pokolenia są bardzo aktywni w naszym mieście. Zna Pan to środowisko?

- Są indywidualistami, jak wszyscy artyści. Zwykle to egocentrycy z elementami narcyzmu, u jednego tego mniej, u jednego więcej. Nie ma formalnej konsolidacji środowiska, ale widzę u młodych, że może względy pragmatyczne powodują, że przekazują sobie użyteczne informacje, zwykle się wspierają. Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę, że Bydgoszcz to miasto, w którym pracuje najwięcej rysowników. To środowisko jest u nas silne, ale to nie jest tak, że mamy jakąś komiksową „szkołę bydgoską”. Myślę, że sukces jednego spowodował, że inni zobaczyli, że warto się w takie działania angażować. Co ciekawe, niektórzy się przyznają, że są Jerzego Wróblewskiego i moimi „uczniami”. Nie wiedziałem, że mam aż tylu wychowanków.

„Noc sprawiedliwych pięści” w 1983 roku wydały zakłady graficzne Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych, a „Antologię” obecnie Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne - to ciekawe zapętlenie historii. Jak w 1983 roku, w dobie braku papieru, szalejącej cenzury wydaje się komiks, którego tematyka była jak na tamte czasy bardzo odjechana i niespotykana?

- To były bardzo fikuśne czasy. Ze względu na społeczne ruchawki zaczęła się partyjna odwilż. Ponieważ za komuny były ciągotki, żeby może nie naśladować zachód, ale robić tak samo albo lepiej. Najchętniej lepiej, ale to było nierealne. To oni być może wymyślili sobie, że wpuszczą trochę zgniłego powietrza z zachodu. A ja „Żbików” nie chciałem rysować i innych milicyjnych historii też nie. To dydaktyka podszyta propagandą, choć podana nie wprost. Zawsze grzecznie się z takich propozycji wymiksowałem. Nie robię z siebie jakiegoś opozycjonisty, po prostu odpychało mnie to wewnętrznie. Faktem jest, że zaproponowałem taki komiks, a dyrektorem zakładów graficznych był nowy facet, który chciał czymś błysnąć. Nałożyła się na to popularność filmów z Brucem Lee, każdy te filmy oglądał po 50 razy. Postanowiłem zrobić coś takiego, że to będzie pierwszy Superman w Polsce. I tak powstała „Noc sprawiedliwych pięści”.

Z cenzurą nie miał Pan problemów?

- Zawarłem w „Nocy sprawiedliwych pięści” kilka grepsów „antysocjalistycznych”, ale chyba nikt ich nie zauważył, bo przeszło bezboleśnie. Cenzorzy byli zapatrzeni w wyższą kulturę, która gardziła komiksem, podeszli chyba do tego lekceważąco. Tak domniemywam.

Siła rażenia komiksu była jednak ogromna...

- Gdy widziałem nakład rzędu 100 tysięcy egzemplarzy uważałem go za mały. Bywały nakłady po 200-300 tysięcy egzemplarzy. Ktoś mi policzył, że nakład wszystkich moich zeszytów to 5 milionów. Nie ma zbyt wielu takich autorów na świecie. Obecnie, gdy komiks wydawany jest w 15 tysiącach, ludzie są strasznie dumni i kręcą z uznaniem głowami. Zwykle to tysiąc, dwa. Gdy bywałem na konwentach za granicą, nie wierzyli mi, że osiągałem takie nakłady. Sprzedawało się to bardzo dobrze i co tu kryć, była z tego ogromna kasa dla wydawcy. Nikt więc specjalnie nie zabiegał o to, by to ograniczać.

Mógł Pan zrobić karierę za granicą?

Rysownik wysokiego formatu za granica jest celebrytą, ruch fanowski jest bardzo żywy. Grzegorz Rosiński w Belgii życia nie miał przez wielbicieli, jest super gwiazdą ze swoim Thorgalem. We Francji plansze komiksowe znaleźć można w muzeach, to dziedzina sztuki wysokiej, a u nas nie. W czasach komuny mogłem wyemigrować, miałem propozycje m. in. z USA z kongresu kultury Polonii Amerykańskiej. Chcieli też wydać „Domana”, ale się poróżniłem o wysokość tantiem. Niesłusznie zresztą, bo na owe czasy były bardzo dobre. Pokazałem kiedyś Czesławowi Niemenowi te papiery od kongresu - chwycił się za głowę i powiedział - stary czy ty wiesz, że niektórzy z nas całe życie artystyczne czekają na taki świstek z USA, a ty im odmówiłeś? Potem jak się spotykaliśmy, zawsze się z tego śmiał. Czesława Niemena poznałem, gdy prowadziłem biznes komputerowy na sprzęcie Apple. Korzystał z niego właśnie Czesław Niemen, który radził się mnie w kwestiach technicznych.

Warto wiedzieć

Andrzej Nowakowski, rocznik 1946, to jeden z najbardziej znanych polskich rysowników i scenarzystów. Jego komiksy ukazały się łącznie w ponad 5 milionach egzemplarzy.

Przez wiele lat publikował w „Fantastyce” i „Dzienniku Wieczornym”. Rozgłos przyniósł mu komiks „Noc sprawiedliwych pięści” z 1983 r., w którym główny bohater Stan No Wang, mistrz tajemniczej sztuki walki ratuje swoich przyjaciół z wyspy, na której przeprowadzane są eksperymenty na ludziach. Uznanie zyskał za westernową „Zemstę Harpera” oraz za „Wilcze imperium”, a popularność podkreślił historią „Domana”, sagą opartą na Starej Baśni Józefa Ignacego Kraszewskiego. Formalnie ostatnim komiksem jest „Larkis”. Andrzej Nowakowski wrócił jednak na scenę rysując do komiksu pt. „W ostatniej chwili”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!