W ostatnich latach bywałem w Pomorzaninie kilkakrotnie. W chłodny dzień, podczas debaty, zmarzłem tam na kość. Latem, podczas koncertów Bydgoskiej Sceny Barokowej, współczułem organizatorom, że piękną, często dworską muzykę muszą podawać w lokalu przypominającym nie dwór, lecz warsztat na podgrodziu.
Patrząc jednak chłodnym okiem na otoczenie Pomorzanina, nie dziwię się deweloperowi, że nie zainwestował w wystrój i wygody w tym miejscu poważniejszej kwoty. Kino, które kiedyś wyrosło na reprezentacyjnej ulicy miasta, teraz znalazło się na ulicy ciężko chorej. Nie wyleczyły jej współorganizowane m.in. przez „Gazetę Wyborczą” święta Gdańskiej. Samej „GW” też już tam nie ma.
Warto zastanowić się, dlaczego w Łodzi udaje się przywracanie do przedwojennego poloru ulicy Piotrkowskiej, a w Bydgoszczy z Gdańską jakoś to nie wychodzi.
