Zaraz jednak dodałem, że kontrolerzy nie mają w tym żadnego interesu, bo się naszarpią, ubrudzą, a nic z tego mieć nie będą. Ba, żeby ustalić, z kim ma do czynienia i w ten sposób uwiarygodnić próbę kontroli biletu, kanar musiałby doprowadzić do wylegitymowania bezdomnego, co może być niewykonalne bez pomocy policjantów. A ci też nie kwapią się do takich interwencji.
Pan Rafał przekonuje w liście, że nie powinno być pobłażania dla bezdomnych bez biletu, tak jak na zmiłuj się kanara nie mogą liczyć inni podróżni - szczególnie ci trzeźwi i niezbyt dobrze zbudowani. I w tym w pełni zgadzam się z panem Rafałem.
Niestety, człowiek nie jest stworzeniem idealnym i zazwyczaj do dobrego wypełniania obowiązków zawodowych skłania go albo strach, albo interes. Strach w kanarach można wzbudzić powołując kontrolerów kontrolerów - czyli lotne komando, sprawdzające, jak pracują kanary, w tym, czy nie odpuszczają niektórym gapowiczom. Tylko że powinien zająć się tym nie urząd miejski, lecz firma zatrudniająca kanarów. Wątpię przy tym, czy jakaś firma bez przymusu zdobędzie się na takie dodatkowe koszty.
Czytaj także: Smród pasażera w autobusie to nie wykroczenie
Strach wśród kanarów możemy jednak budzić my, pasażerowie - pisząc skargi na kanarów do ratusza. Pisząc, gdy widzimy, że przymykają oko na bezdomnych, ale także gdy nie kwapią się do kontroli, gdy w autobusie czy tramwaju rządzić zaczynają agresywne byczki.
Jak wielu z nas napisało kiedyś skargę, będąc świadkiem takiego zdarzenia? Podejrzewam, że niewielu. A więc trochę sami też jesteśmy winni. Z drugiej strony, by siąść przy klawiaturze komputera i wystukać skargę, np. do bydgoskiego Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, trzeba wierzyć, że ten trud ma sens. Pan Rafał, który napisał do mnie list, przyznaje, że nie ma w tym względzie dobrych doświadczeń.
A jak spowodować, by kanary poczuły interes w wyłapywaniu bezdomnych gapowiczów? Chyba najskuteczniejszy sposób to prowizja dla kontrolera od każdej osoby, którą zatrzyma i od której jego firmie uda się wyegzekwować należność. Tak dzieje się m.in. w prywatnej firmie Cursor, która sprawdza bilety w Warszawie. Tam ponadto stawia się kontrolerom dość nietypowe warunki - np. minimum średnie wykształcenie, znajomość angielskiego lub rosyjskiego, radzenie sobie ze stresem. Nadal jednak nie jestem przekonany, czy nawet wysoka prowizja od wyegzekwowanej opłaty za przejazd bez biletu skusi kanara do użerania się z bezdomnymi. Bo jak z nich wycisnąć pieniądze?
Mamy czas składania życzeń noworocznych. Moje nie ma związku z bezrobotnymi i kanarami. Chciałbym otóż przeżyć w Bydgoszczy rok bez remontów ważnych arterii komunikacyjnych. Rozumiem, że remontować ulice trzeba, ale też wszyscy mamy tylko jedno życie. Nie chcę stale marnować go w korkach.
