https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Już nie wrócę do Księżniczki [ROZMOWA Z REŻYSEREM WOJCIECHEM ADAMCZYKIEM]

Magdalena Jasińska
Wojciech Adamczyk wyreżyserował najnowszą premierę Opery Nova „Księżniczka czardasza”
Wojciech Adamczyk wyreżyserował najnowszą premierę Opery Nova „Księżniczka czardasza”
Z Wojciechem Adamczykiem, reżyserem teatralnym, filmowym, i serialowym, który ostatnio wyreżyserował najnowszą premierę Opery Nova „Księżniczka czardasza”, rozmawia Magdalena Jasińska.

Nie jest to pierwsza Pana „Księżniczka czardasza”...
To jest moja czwarta Księżniczka, mam nadzieję, że za każdym razem jest to inna realizacja, choć oparta na tym samym libretcie i pomyśle, który kiedyś się tam urodził i jest cały czas dosmaczany. Jednym słowem ścigam się sam ze sobą.
[break]
A materiał w teatrach operowych jest podatny do pracy tytanicznej?
Są na pewno utrudnienia dla reżysera z tego powodu, że osoby, które pracują w teatrach muzycznych, kiedy były przyjmowane do tych teatrów, w mniejszym stopniu były weryfikowane pod względem aktorskich możliwości. Sprawdzane były przede wszystkim, co jest zresztą zrozumiałe, predyspozycje głosowe. Obawiałem się dlatego o moją lekką operetkę, nasyconą dialogami, jak ona się odnajdzie w środowisku potężnych głosów i brzmień.

Dlaczego nie użył Pan mikroportów?
Nie chciałem korzystać z mikroportów, bo one z założenia zwalniają aktorów z energicznego mówienia i spowalniają akcję przedstawienia. Chciałem, żeby oni mieli swoją energię sceniczną, stąd dogłaśnialiśmy przedstawienie podwieszonymi mikrofonami. W teatrze zastałem ludzi, którzy mieli skromne doświadczenie aktorskie, ale oni tak się rzucili w wir pracy, że po kilku tygodniach byłem spokojny, bo odkrywałem talenty aktorskie i komediowe.

Spadł niepokój o to, czy materiał jest „do rzeźbienia” i pojawił się jedynie stres, czy ja tego nie zepsuję. Z ogromną przyjemnością odkrywałem przede wszystkim ludzi młodych, bo moja ocena szkolnictwa muzycznego - śpiewaczego jest taka, że się pracuje nad walorami głosu, a w zaniku jest kształcenie umiejętności scenicznych, poruszania się po scenie. Było miło patrzeć, jak oni się z próby na próbę rozwijają.

Robił Pan casting do ról?
Zdałem się na dyrekcję teatru. Opisałem dokładnie, jakich postaci potrzebuję, teatr szukał wykonawców w większości we własnym zespole. Potem sprawdzałem ich zdolności aktorskie i po piętnastu minutach rozmowy z każdym z nich wiedziałem, z którymi mogę pracować.

To kwadrans wystarczy?
Moim zdaniem tak, żeby sprawdzić podstawową zgodność z moim wyobrażeniem o postaci.

Utrudnił Pan zadanie tym wykonawcom, którzy już wcześniej śpiewali „Księżniczkę” w innych inscenizacjach, bo pozmieniał Pan imiona bohaterów i umiejscowił ją Pan w Polsce.
Właśnie o to chodziło, że „Czardaszka” tyle razy była wystawiana i była tak przewidywalna, że trzeba ją trochę odkurzyć. Zmieniając tekst bohaterów chciałem ją wyjąć z muzeum operetek. Została zrewaloryzowana.

W Pana Parnasie mamy dużą rozwiązłość. Skąd Pan wziął aż takie pijaństwo?
Chciałem zróżnicować dwa światy. Jest świat, gdzie nikt nie nosi fraka, a kelner pije wódkę z głównym bohaterem i jest drugi akt, gdzie mamy do czynienia ze światem starej arystokracji, gdzie panuje sztywna atmosfera i jedynie przybysze z pierwszego aktu rozbijają atmosferę.

To już ostatnia Pana Księżniczka?
Myślę, że już tak, zdecydowanie chciałbym pożegnać się z tym tytułem. Tym bardziej że po dwunastu latach nieobecności w teatrze muzycznym bardzo mi się na nowo spodobało i chciałbym coś jeszcze innego wyreżyserować.
Te 12 lat rozłąki z teatrem muzycznym było na własną prośbę?
Zająłem się głównie pracą z kamerą - szczególnie serialem „Ranczo” i innymi serialami. Trochę tego było.

Czy ten powrót do muzyki wciąga?
Tak, bo nie ma takiego gatunku teatralnego, który mógłby się równać z teatrem operowym, czy operetkowym. Siła bodźców płynących ze sceny w momencie podniesienia kurtyny może być porównywalna jedynie z filmem. Siła działania muzyki jest przepotężna.

Teraz wyjeżdża Pan z Bydgoszczy i wraca do filmu...
W tej chwili wracam do Warszawy, aby wziąć udział w posiedzeniu senatu Akademii Teatralnej. W lipcu zgodnie z założeniami ruszy plan dziewiątej serii „Rancza”, który będzie trwał cztery miesiące.

A po serialu wróci Pan do opery?
Po „Ranczu” czemu nie.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski