[break]
W poniedziałkowy wieczór na małej scenie Teatru Polskiego zobaczyliśmy spektakl niezwykły. „Koncert życzeń” Franza Xavera Kroetza zbudowany jest niemal wyłącznie z didaskaliów. Rolę mówioną wygłasza - z odbiornika radiowego - nie kto inny, jak Wojciech Mann. Puszcza piosenki na życzenie słuchaczy, dzielących się swoimi przeżyciami. Bije z nich nieznośny optymizm.
Widzowie rozmieszczeni wokół sceny-mieszkania obserwują codzienne życie samotnej kobiety. Danuta Stenka rozgrywa to w sposób mistrzowski. Bohaterka krząta się wokół siebie, przyrządza posiłek, podgląda grę „Sims”, słucha radia, korzysta z toalety, pali papierosa, wreszcie szykuje się do snu - z biegiem czasu wszystko to staje się uwerturą do jej odejścia z tego świata. Świata, który tego zniknięcia nie zauważy.
Po połknięciu pigułek nasennych kobieta rozgląda się wokół, dostrzega nas, widzów. A potem schodzi ze sceny i staje wśród nas. I jest to moment, w którym stajemy się jednością. Jeszcze długo po spektaklu miałem przed oczami twarz Danuty Stenki. Twarz, w której odbija się każdy z nas.