Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Get Well i Polonia. Żeby się podnieść, trzeba najpierw spaść

Krzysztof Błażejewski
Narada Get Wellu podczas tegorocznego meczu ze Spartą. I ona nie dała rezultatów. Obok Władysław Gollob, który obiecywał, kupując klub, że teraz wszystkim pokaże, jak się wychowuje juniorów. Na zdjęciu z Tomaszem Orwatem.
Narada Get Wellu podczas tegorocznego meczu ze Spartą. I ona nie dała rezultatów. Obok Władysław Gollob, który obiecywał, kupując klub, że teraz wszystkim pokaże, jak się wychowuje juniorów. Na zdjęciu z Tomaszem Orwatem. Sławomir Kowalski / Jarosław Pabijan
Takich tabel ligowych rozgrywek na żużlu nie pamiętają nawet najstarsi kibice w naszym regionie. Get Well z Torunia, dawny Apator, jest ostatni w ekstralidze. Polonia Bydgoszcz także zamyka ligową tabelę. Spadnie jeszcze niżej - to już niemal pewne.

Nawet najstarsi kibice żużla w naszym regionie tak złego sezonu nie pamiętają, ale to nic dziwnego, bo takiego fatalnego roku nigdy jeszcze nie było. Niezależnie od tego, jak to się wszystko ostatecznie skończy - i w przypadku drużyny toruńskiej, i bydgoskiej, i grudziądzkiej, której także nad głową wisi widmo spadku z ekstraligi niczym miecz Demoklesa, zawsze warto pomyśleć, że - w przeciwieństwie do życia - nie ma w żużlu rzeczy ostatecznych. Że nie takie tuzy polskiego speedwaya, jak Apator czy Polonia przeżywały przeszłości bolesny upadek, który zdawał się być „końcem świata”, ale zwykle potem dochodziło do odrodzenia i ponownego wzlotu.

Co dalej z Get Wellem i Polonią?

Wystarczy przywołać przykład głębokich kryzysów zespołów ROW-u Rybnik i Stali Gorzów z pierwszych lat XXI wieku, fatalną serię wrocławskiej Sparty z lat 80. ub. wieku, klęski ponoszone przez „niezwyciężoną” początkowo Unię Leszno w latach 60. i 90. ub. stulecia czy też losy prawdziwej wańki-wstańki naszej ligi - niedościgłego w liczbie spadków i powrotów, wielkich triumfów i głębokich klęsk częstochowskiego Włókniarza.

Toruń już raz na całkowitym dnie był, już raz spadek tak głęboki, jak to tylko jest możliwe, przeżył. W 1970 roku. Po tragicznej śmierci w Rzeszowie lidera drużyny, Mariana Rosego, na początku sezonu zdawało się, że żużel w Toruniu może się skończyć. Zawodnicy bali się jeździć, kibice przestali chodzić na zawody, nie mieli ochoty oglądać samych porażek.

Działacze wpadli wówczas na pomysł, by zespół rozgrywał swoje mecze jako gospodarz w... Grudziądzu, gdzie złakniona ligowego speedwaya publiczność dużo lepiej dopisywała niż toruńska. Drużyna zajęła w tamtym roku ostatnie miejsce w II-ligowej tabeli z dorobkiem tylko 3 punktów.

Kiedy toruński żużel szybko się odrodził i znów, jak w latach 60., zaczął pukać do bram ekstraligi, przyszły dwa przegrane baraże z Polonią Bydgoszcz (w 1973 i 1975 roku). Zdawało się wówczas, że klątwa II ligi w Toruniu nigdy nie przestanie działać. A przecież minął ledwie rok i Stal do ekstraligi została zaproszona, odwdzięczając się pomysłodawcom powiększenia ligi za ten gest tak, że nigdy z niej nie spadła, jedynie dwukrotnie ratując swój byt przez baraże, ale były one w obu przypadkach czystą formalnością.

Polonia z kolei zapisała się w rozgrywkach serią… cudów. Na przykład w 1963 roku zajęła ostatnie miejsce w ekstralidze, a jednak z niej nie spadła.

Stało się tak dlatego, że rozgrywki toczyły się wówczas wprowadzonym rok wcześniej, jakby specjalnie dla bydgoszczan, systemem dwuletnim, czyli mistrzostwo kraju przyznawane było rokrocznie, natomiast o spadkach i awansach decydowała suma punktów z dwóch kolejnych sezonów. W następnym, 1964 roku bydgoszczanie, startujący z nożem na gardle, straty odrobili i ekstraligę dla Bydgoszczy obronili.

W 1968 roku poloniści spisywali się tak fatalnie, że po raz drugi zajęli ostatnie miejsce, tyle że tym razem już w bilansie cyklu dwuletniego (ostatniego zresztą w historii). Od spadku uratowani zostali przy zielonym stoliku, kiedy żużlowy aeropag orzekł już po zakończeniu rozgrywek obustronny walkower w meczu Sparta Wrocław - Unia Tarnów, przez co ligę opuściły „Jaskółki”, a Polonia ponownie się uratowała, tym razem przez wygrane baraże z Unią Leszno.

Pasmo klęsk i cudów

W 1973 roku zdawało się w połowie rozgrywek, że spadek jest już faktem. Popularna wówczas gazeta „Sport”, ukazująca się na Śląsku, najobszerniej informująca o żużlu, zatytułowała relację z rozgrywek po przegranym meczu bydgoszczan u siebie ze Śląskiem Świętochłowice w trybie kategorycznym „Polonia spadła z I ligi”. To był jednak błąd. Poloniści i tym razem umknęli spod pręgierza, dokonując wielkich rzeczy w końcówce rozgrywek i ponownie uratowali skórę w barażach, zresztą znów rozegranych z toruńską Stalą.

Nie były to ostatnie baraże w dziejach bydgoskiego klubu, pozostali jednak ekipą, która zapisała się w historii triumfami we wszystkich barażach, w których wystąpiła, aż przyszedł rok 2008, zakończony pierwszym w historii spadkiem do drugiej klasy.

O obecnej sytuacji w obu zespołach czytaj na kolejnej stronie >>>>>>>>>>>>>

Teraz jednak jest już inna rzeczywistość, inne realia wokół i inna sytuacja drużyny. Jeśli uda się kierownictwu Polonii zredukować stare klubowe długi i wyjść na prostą, to nawet taka cena jak spadek do trzeciej ligi jest tego warta. By znów zacząć drogę powrotu na top. Będzie ciężko i trudno, będzie harówka i nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy do tego dojdzie. Ale dojdzie. A na razie niech wystarczy myśl, że tak się żużlowe ułożyło życie, że w sezonie 2018 o punkty w trzeciej klasie rywalizować będą… dwie najlepsze ekipy Polski z 1955 roku - Polonia i Kolejarz Rawicz. Być może nawet będą rywalizować o przedostatnie i ostatnie miejsce w rozgrywkach. Paradoks? Na pewno. Chichot historii? Także. Ale jednocześnie jakże potrzebna lekcja życiowej pokory.

Goście czują się lepiej na torze

Najważniejsze jest w tej chwili, że sytuacje obydwu zespołów, i z Torunia, i z Bydgoszczy, nie wynikły z powodu odwrócenia się kibiców czy złej atmosfery w drużynie. Tego nie było. Co się stało w Toruniu, nie sposób spoza parkingu zdiagnozować. Musi być coś jednak w tym, że na toruńskim torze od paru sezonów przeważnie lepiej czują się przyjezdni, a jeśli nie od razu, to szybciej „czytają” oni tor w trakcie zawodów. To się rzuca w oczy.

Druga sprawa to postawa nowych zawodników. Kiedy przychodzili do Torunia Jason Doyle, Grigorij Łaguta, Martin Vaculik czy Daniel Kaczmarek, to mieli za sobą „sezon życia” w polskiej lidze. Na Motoarenie pokazywali się jednak ze słabej strony i równie szybko, jak się w klubie pojawiali, tak z niego znikali. Wypada mieć nadzieję, że nowy menadżer, Jacek Frątczak, rozszyfruje, o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie jak sprawę Chrisa Holdera, który co roku otrzymuje nową szansę i co roku zawodzi.

Gdzie są zapowiadani juniorzy?

W Bydgoszczy podstawowym zadaniem nowego właściciela była spłata długów i wyczyszczenie konta klubu po stronie „winien”. Tak płaci się za mocarstwowe zapędy sprzed lat. Z pewnością można było jedno z drugim pogodzić, sprawić, by wilk był syty i owca cała. W składzie, który skompletował Władysław Gollob na sezon 2017, spokojnie powinna była Polonia zapewnić sobie utrzymanie w Nice Lidze.

Dlaczego jednak dwaj liderzy ze Wschodu - Andriej Kudriaszow i Wiktor Kułakow nie zrobili postępów, dlaczego w najważniejszym meczu w Rzeszowie tak bardzo zawiódł poprawny w ciągu całego sezonu Marcin Jędrzejewski, co się dzieje z Damianem Adamczakiem? Konia z rzędem temu, kto zna odpowiedź na te pytania.

Do tego doszły jeszcze, niestety, nieumiejętność wyszkolenia juniorów, co tak szumnie zapowiadał, obejmując ster w klubie Władysław Gollob i trudne do zrozumienia nieudane podchody pod Craiga Cooka w Lesznie. Przecież z tym Anglikiem w składzie mecz w Rzeszowie powinien być do wygrania! A jednak Cook nie chciał wystartować w bydgoskiej drużynie i w ogóle w żadnym klubie polskim, jak dotąd, umowy nie podpisał. A może Polonia poruszała się przy nim jak słoń w sklepie z porcelaną?

Na pocieszenie można stwierdzić, nieco żartobliwie, że teraz, na naszych oczach, dokona się wreszcie akt sprawiedliwości dziejowej. Toruń już w trzeciej lidze startował. Jeden sezon, w 1959 roku. Teraz swoją trzecioligową kartę zapisze również Polonia. Wypada mieć nadzieję, że również trafi do najsłabszej klasy tylko na rok, żeby nie była pod tym względem „lepsza” od torunian.

Kiedyś ta sama Polonia odmawiała udziału w meczach sparingowych działaczom toruńskim, bo mieli za słabą drużynę. Władysław Gollob z pewnością o sparringi Get Wellu w przyszłym roku nie poprosi, ale gdyby tak uczynił, to powinien tym razem on spotkać się z odmową. Wtedy dopiero między obydwu rywalami stałaby się... „kwita!”.

WARTO WIEDZIEĆ

  • Drużyna żużlowa z Torunia jest jedyną w całej historii speedwaya w Polsce, która nigdy nie spadła z najwyższej ligi. Startuje w niej już 42 lata pod rząd. Czy w tym roku ta piękna seria może dobiec kresu?
  • Toruński staż ekstraligowy to jednak jeszcze wciąż jest znacząco mniej niż dorobek bydgoskiej Polonii. Żużlowa drużyna z tego miasta, tak samo, jak torunianie, do ligi dostała się na skutek jej reformy, ale utrzymała się w gronie elity polskiego ligowego speedwaya aż przez 57 sezonów.

Zobacz także: Info z Polski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Get Well i Polonia. Żeby się podnieść, trzeba najpierw spaść - Nowości Dziennik Toruński