„Od trzech lat firma, która zajmuje się koszeniem trawy, zostawia po sobie straszny bałagan. Skoszona trawa zalega na chodnikach. Gdy jest duży wiatr i ona przeschnie, zostaje zdmuchnięta na boki chodników. Ale jeśli spadnie deszcz, a wiatr nie zdąży jej sprzątnąć, to chodzi się w mokrej, zielonej paćce. Po ostatnim koszeniu trawy na początku jesieni trawa ta zalega na chodnikach do wiosny. Bo raz w roku, wiosną, jest wielkie sprzątanie chodników z piasku po zimie.
Na ulicy Brzechwy, od Fordońskiej do wiaduktu kolejowego, na bokach chodników są specjalne korytka, które mają za zadanie odprowadzanie wody. Są zawsze zapchane skoszoną trawą i zielskiem, a woda podczas deszczu spływa po chodnikach. Część skoszonej trawy spada na jezdnię i zapycha studzienki deszczowe pod wiaduktem. Podczas ulewy robi się tam jezioro.
Opisuję sytuację na ulicy Brzechwy, od Fordońskiej do Produkcyjnej. Taka sama sytuacja występuje na Fordońskiej od numeru 410 do 434. Ostatni raz koszenie odbywało się 22 lipca. Dzisiaj jest 25 lipca i nikt chodników nie sprzątnął. Załączam zdjęcia z koszenia 16 maja i 22 lipca, jak również zdjęcie z sytuacji, jaka ma miejsce podczas ulewy pod wiaduktem kolejowym, gdy studzienki nie odprowadzają wody z powodu zapchania skoszoną trawą.
Zaciekawiła mnie jeszcze sytuacja, którą zaobserwowałam w tym roku. Na trawnikach usypuje się kopce skoszonej trawy. Leży tak kilka dni, nieraz tydzień. Gdy jest sucho, wiatr rozwiewa sianko na wszystkie strony. Gdy jest mokro, trawa gnije. Po jej zebraniu na trawniku pozostaje „dziura”. Trawa, która rosła pod nią, znika i pozostaje na środku trawnika łysy plac”.
Kto nie wierzy, proszę, niech spojrzy na zdjęcie. Zainteresowanym (mam nadzieję, że także spośród władz miasta) gotów jestem przesłać cały zestaw fotek.
