Jako Polak w charakterologicznym typie germańskim przejąłem się wieścią, że nieodwołalnie znikają papierowe recepty. A że akurat wczoraj, pierwszego dnia nowego ładu, wypadał dzień przyjęć u mojego alergologa (nie powiem u kogo, nie powiem gdzie, bo mam widoki na dalszą współpracę), postanowiłem się do tego wydarzenia profesjonalnie przygotować.
W wigilię wizyty pomajstrowałem w moim smartfonie, skutkiem czego stałem się dumnym posiadaczem Internetowego Konta Pacjenta (IKP). Przy okazji uspokajam tych wszystkich Czytelników, którzy rejestrację IKP mają jeszcze przed sobą. Nie jest to duże wyzwanie, jeśli... wcześniej założyło się profil zaufany. He, he!
Mniejsza o to. Wyposażony w IKP udałem się do gabinetu, by zaopatrzyć się w e-receptę na kończący mi się lek. Gdy o niego poprosiłem, pielęgniarka wyciągnęła zwykły, papierowy bloczek. - A e-recepty? - zapytałem. - U nas? Pan żartuje! - usłyszałem w odpowiedzi.
