Autostrada nasza kochana potrafi zaskoczyć człowieka prostego. Od lat na przykład wjeżdżam na nią na węźle, który powinien nazywać się „Toruń Północ”, a dla zmylenia przeciwnika został „Turznem”. Zapewne po to, żeby niecny wróg, jak już dotrze do Polski, do Torunia nie trafił. I od lat okazuje się, że nazwy toruńskich węzłów są nie do zmienienia, ostatnio ponoć dlatego, że tablice informacyjne drogie są bardzo.
Tegoroczny pomysł na rozładowanie korków na węzłach również zaskoczył mnie do łez. Otóż postanowiono zaokrąglić opłaty… w górę, co już ćwiczymy. Czyli za to, że dostajemy gorszą usługę – bo ciasno i nerwowo – płacimy więcej. I nieważne, że o kilkadziesiąt groszy.
Chciałbym poinformować więc tęgie głowy od dróg, że tak samo usprawniłoby przejazd zaokrąglenie w dół, a byłoby to fair wobec kierowców, którzy w wakacje na A1 czują się chwilami jak w środku miasta. A jeszcze bardziej usprawniłby ruch rabat za płacenie zbliżeniowe kartą, bo to zdecydowanie najszybsza forma – a karciarze też dostali podwyżkę. Ale w końcu tak trochę to o nią właśnie chodzi, prawda?