Wychodzi więc na to, że nie pasuję, co specjalnie mnie nie martwi, bo przywykłem. Tyle że chcąc nie chcąc staję się uczestnikiem wojen miejskich, bo wojny te wybuchają co dnia, a rodacy odkrywają w nich sens życia swego. Ot, ludzie, którzy muszą jeździć samochodami, zmagają się z tymi, którzy chcą wykluczyć auta, skąd tylko się da. Rozrywkowicze hałaśliwi walczą z miłośnikami ciszy śmiertelnej, amatorzy czystości i spokoju z posiadaczami ujadających psów, a fani osłupkowywania ulic z szarakami, rozpaczliwie walczącymi o każde miejsce parkinowe. I zasada tych wojen jest zawsze taka sama. Każdy chce dostosować miasto do swojego prywatnego modelu życia, a jak bliźni nie są w stanie się dostosować, to tym gorzej dla bliźnich.
Bo przecież w warstwie ideolo tak naprawdę zgadzamy się wszyscy. Tak jak każdy chce być młody, piękny i bogaty, tak każdy chciałby żyć w mieście cichym, czystym i eko. Tylko potem zaczynają się schody. Bo mamy szczęściarzy, którzy na życie zgodne z ideolo mogą sobie pozwolić – bo są w miarę młodzi, w miarę zdrowi, a los oszczędził im różnych obowiązków. I mamy tych, którzy na takie życie pozwolić sobie nie mogą. Bo muszą rozwieźć rano dziatwę po całym mieście, bo są chorzy i nie dadzą rady dotrzeć do lekarza na hulajnodze, bo mają w życiu taki zagon, że nie mogą zwolnić.
Ci drudzy patrzą na tych pierwszych z irytacją i niepokojem, bo tamci są rozpaleni bojowo, a w mediach robią za święte krowy - to oni w końcu żyją zgodnie ze słusznym ideolo. Ci pierwsi patrzą na tych drugich z pogardą i brakiem zrozumienia, że styl życia wymuszają nam okoliczności. Bo pani nauczycielka w wieku średnim, co to targa 10 kilo klasówek i musi zdążyć na lekcje, bo ją wyrzucą z roboty, nie da rady na rowerku, choćby bardzo chciała.
Ci pierwsi jadą po tych drugich, bo ci im przeszkadzają, smrodzą i hałasują. A ci drudzy przeszkadzają, smrodzą i hałasują, bo wielkiego wyboru nie mają. Bo z miastami jest tak, że po prostu żyje się w nich w pewnym tempie. I zwolnić się go – tak dla wszystkich – nie da. Czasami więc jako zły wstecznik i obrazoburca tak się złośliwie zastanawiam, czy ludzie, którzy mają tempo życia zupełnie inne niż bliźni- czego zazdroszczę im szczerze - do miasta tak naprawdę pasują?
