Miałem cztery procesy sądowe, w tym apelacyjny, związane z moim zawodem. Komuś się coś nie podobało, uznał, że naruszam dobra osobiste - nie ma sprawy, może mnie pozwać. Wszystkie sprawy wygrałem, zapadły prawomocne wyroki. Nie wnikam w przyczyny pozwów, pewnie każdy chce coś ugrać - jeden dla pieniędzy, inny z nudów szuka zajęcia.
Sędziowie, z którymi się stykałem podczas procesów, zawsze byli obiektywni i rzeczowo oceniali materiał dowodowy - zgodnie z literą prawa. Dlatego jeśli słucham pani prokurator z Prokuratury Krajowej o brutalnym gwałcie dokonanym przez sędziego Sądu Rejonowego w Bydgoszczy jestem zwyczajnie po pierwsze zaskoczony, a po drugie zdruzgotany. Po trzecie zaś zaczyna mi się palić żółta lampka ostrzegawcza - jak to, stojący na straży prawa sędzia miał je złamać? Nie mieści mi się to w głowie, bo gwałtu w żaden sposób usprawiedliwić nie można - grozi za to 12 lat więzienia.
Tak czy inaczej, to zawiadomienie, zgłoszone przez pokrzywdzoną, też sędzię, jest na pewno woda na młyn dla resortu ministra Ziobry, który nie raz, nie dwa, podkreślał, że sędziowie uważają się za "nadzwyczajna kastę", a tymczasem kradną po sklepach wiertarki i banknoty 50 zł... Jeżeli jednak faktycznie do tego gwałtu doszło, a będzie to potwierdzone prawomocnym wyrokiem, będę za najwyższym wymiarem kary przewidzianym przez prawo.
