Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoska wojna szaletowa

Wojciech Mąka
Wojciech Mąka
Wojna o miejskie szalety rozgorzała na dobre. Bronią jest beton, potłuczone szkło i piłki do cięcia metalu. Nie wiadomo, kto tej broni używa, bo policja nikogo nie złapała.

Wojna o miejskie szalety rozgorzała na dobre. Bronią jest beton, potłuczone szkło i piłki do cięcia metalu. Nie wiadomo, kto tej broni używa, bo policja nikogo nie złapała.

<!** Image 3 align=none alt="Image 195372" >

W mieście jest 8 publicznych toalet. Od stycznia zarząd nad nimi - po wygranym przetargu - przejęła łódzka firma LE-MO. - Prowadzenie tego interesu w Bydgoszczy to koszmar - mówi Monika Lenik, właścicielka firmy.

<!** reklama>

Zaczęło się już w styczniu - w szalecie na Błoniu ktoś napisał na ścianie „Wypierd... do Łodzi!”. Potem ktoś wszedł do głębokiej na trzy metry studzienki wodociągowej przy przybytku na placu Wolności. Upiłował rurę z wodą tak sprytnie, że ciśnienie w szalecie nie spadło, ale woda zalewała studzienkę. - Spłacamy tę wodę ratami, taki był rachunek - mówi Lenik. Policja nikogo nie złapała, a prokuratura umorzyła postępowanie, bo rura kosztowała tylko 200 złotych.

Potem nieustaleni sprawcy zaczęli wykorzystywać beton. Wchodzili do szaletów i wsypywali go do sedesów. Na placu Piastowskim zrobili to tak sprytnie, że zabetonowana była jedna kabina, ale z żadnej innej nie można było korzystać, bo woda nie spływała. - Jak ktoś wchodził do kabiny z plecakiem, to obsługa zaraz biegła sprawdzać, czy nie wsypał betonu - słyszymy. - Teraz zmienili taktykę i żeby było trudniej go wyciągać, beton jest zmieszany z potłuczonym szkłem.

Pod Blankami zablokowano wejście do szaletu. Odpiłowano wsadzony do zamka klucz, a sam zamek i kilka innych kłódek dodatkowo zasmarowano klejem. Na Wyspie Młyńskiej poprzecinano nawet będące pod napięciem przewody. - Jesteśmy w Bydgoszczy po trzy razy na tydzień, usuwamy szkody - mówi Lenik. - Bywa, że wracając nie dojedziemy do Inowrocławia i dzwoni telefon, że znów wszystko jest zniszczone. Zarządzamy szaletami w czterech miastach Polski. Nigdzie nie dzieją się takie rzeczy, jak tu. Ale jesienią i tak staniemy do nowego przetargu.

Miasto płaci „LE-MO” za zarząd 350 tys. zł rocznie. Dostaje za to 55 tys. zł z „biletów”. - Sytuacja w szaletach przez ten rok się nie pogorszyła - mówi Hanna Pawlikowska, dyrektor wydziału gospodarki komunalnej ratusza.

Oferta „LE-MO” była tańsza o 100 tys. zł od zarządzającej szaletami od 18 lat oferty bydgoskiej firmy „Nieko”. Chcieliśmy wczoraj zapytać jej szefa, Wiesława Niewiadomego, czy jemu też zdarzały się takie wypadki. Nie odbierał telefonu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!