Kolejny z nich, most nad Brdą w ciągu ulicy Bernardyńskiej, w samym sercu miasta, właśnie stanął na krawędzi katastrofy budowlanej, której na czas, na szczęście, zapobieżono. To staje się przykrą regułą w naszym mieście.
W perspektywie kilku lat, posypały nam się kluczowe, newralgiczne dla bydgoszczan i gości miejsca. Najpierw Wiadukty Warszawskie, potem najbardziej obciążony ruchem Most Pomorski, teraz Bernardyński... I nie mamy szczęścia, bo nasze kłopoty nie dotyczą tylko tych obiektów, na których ciążą grzechy wieku i PRL-owskiej historii, ale nawet nowych - by przypomnieć zawirowania związane z Trasą Uniwersytecką.
Stare - źle, nowe - niedobrze. Tak czy owak, strach jest, bo nikt nam nie zagwarantuje, że jesteśmy bezpieczni jadąc przez miasto. Najczęściej bardzo poważne usterki pomagają wykryć rutynowe kontrole, ale czasem... Kto wie.
Eksperci nie mają jednak złudzeń co do wiekowych budowli. Czeka je praca u podstaw, czasem burzenie i budowanie od nowa, łatanie i doraźne naprawy nie pomogą wiele. Trudno sobie wyobrazić, jak gigantyczne kłopoty komunikacyjne to wygeneruje (przypomnijmy, chodzi o absolutnie topowe miejsca na drogowej mapie miasta), ale jest to niezbędne. Śmiem twierdzić, że każdy kolejny budżet miejski powinien brać to pod uwagę w znacznym stopniu. Gruntownych remontów nie można opóźniać, bo przecież nie wiemy, kiedy i gdzie puści kolejna dylatacja, kiedy nie wytrzyma następna podpora i jakie to może mieć skutki.
Takie ambitne założenia - budowa całkiem nowego obiektu - dotyczą np. tego dziesięciolecia i Wiaduktów Warszawskich. Pożyjemy, zobaczymy. Na razie uzbrójmy się w cierpliwość i dokładnie zapoznajmy się z nowym rozkładem jazdy, który od soboty zmieni się w związku z zalepianiem kłopotów na Moście Bernardyńskim.
