Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

“Banksterzy”– filmowy felieton o tym, że frankowicze znowu mają pecha

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Ciekawe, gdzie byłaby dziś Polska, gdybyśmy nie mieli katastrofy z kredytami frankowymi? Albo gdyby polskie władze – obojętnie jakie – zachowały się tak, jak władze innych krajów, które sprawę frankowego kataklizmu załatwiły szybko i odważnie? Bo przy debatach na ten temat jakoś nam z główek ulatuje społeczny aspekt tego bankowego numeru stulecia. A w końcu 750 tysiącom polskich rodzin – często tym najbardziej dynamicznym, bo w końcu chodziło o kredyt hipoteczny, a nie chwilówkę – kilkanaście lat temu zaciągnięto hamulec i włożono kamień na szyję. 750 tysięcy rodzin przestało się rozwijać, zmieniać mieszkania i samochody, a zaczęło pracować na banki – żeby oddać im mniej więcej dwa razy tyle kapitału, ile dostało. Nie licząc odsetek.

Po obejrzeniu „Banksterów” mam wrażenie smętne, że szanowni frankowicze znowu mają pecha. Bo nie dość, że dostali film, który ich dramat opisuje momentami lekko groteskowo, to jeszcze wszedł on na ekrany w momencie, kiedy ludzie przestali chodzić do kin. Choć z drugiej strony klimacik tej produkcji - jak z filmów pana Vegi - i tabun popularnych aktorów, być może pozwolą jej trafić pod strzechy, choćby dzięki platformom VOD.

Mamy więc w tym filmie koleżków czterech. Jeden interesy ma szemrane, drugi robi karierę w Ameryce - jako jeden z motorów wpędzania rodaków w kredyty frankopodobne (bo przecież franka nikt tam na oczy nie widział), polisolokaty i opcje - a dwaj to typowi młodzi profesjonaliści. Zdolni, kreatywni, pragnący tylko żyć szczęśliwie, rozwijać siebie i firmę. Trafiają po kredyty do banku, który - jak mówi reklama - ma odmienić ich życie. No i odmienia.

Co mi w tym filmie zgrzyta? Zbyt toporny podział ról – szlachetne ofiary i bankowe demony: albo wyjątkowe kreatury, albo głupawe parobasy. O ile to bankowe towarzycho z pierwszej linii, wciskające ludowi wadliwe produkty, sportretowano zgrabnie, to już z wierchuszką popłynięto w odjechane rejony, gdzie przesadę zlepiono z wszechświatowym spiskiem. Naprawdę trzeba było robić z pana bankiera wynaturzonego potwora? Nie sądzę. Do tego po w miarę niezłym początku wszystko zjeżdża ku niebezpiecznym wnioskom, że w Polsce na bankstera receptą jest tylko gangster. Co pewnie biednych frankowiczów wpędzi w jeszcze większą depresję... Im dalej w las, tym więcej też łzawych scen, jak ze świątecznej produkcji TVN.

Co na plus? Zgrabnie pokazano katalog bankowych zagrywek. Niby w 2008 roku Polacy powinni być już czuli na socjotechnikę, ale nie byli, szczególnie, że nie chodziło o sprzedaż odkurzacza, tylko produktu bankowego. Zabrakło mi może tylko prztyczka w fatalne zachowanie państwowych instytucji nadzoru, czyli w to, co do dziś frankowiczów boli najbardziej. Jasny punkt to też aktorzy. Mocne nazwiska, nawet w epizodach mamy gwiazdy. Ciekawe, ile z nich nie śpi z powodu kredytów frankopodobnych?

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: “Banksterzy”– filmowy felieton o tym, że frankowicze znowu mają pecha - Nowości Dziennik Toruński