Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie szeroko otwarte

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Cóż, okres euforii i bezkrytycznej fascynacji cudnymi możliwościami świata wirtualnego mamy już chyba za sobą.

Cóż, okres euforii i bezkrytycznej fascynacji cudnymi możliwościami świata wirtualnego mamy już chyba za sobą. A zwłaszcza, jeśli chodzi o świat wirtualnych społeczności… Bo nagle dostrzegliśmy, że na naszym radosnym dzieleniu się prywatnością ktoś zarabia, a do tego kręci nami i manipuluje, aż huczy. A my wychodzimy na naiwniaków, błądzących jak dzieci we mgle w świecie, w którym na informacje, bezrefleksyjnie wrzucane do sieci, czai się nie tylko hejter-idiota, ale też jakiś sprytny wujo, który potrafi je - jak to się mówi - zmonetyzować.

„The Circle” pewnie miał być z lekka thrillerowym spojrzeniem na zmiany mentalne jakie zaszły w społeczeństwie, w galopującym tempie przenoszącym swoje życie do sieci. Ale niestety, nie jest. Bo tak naprawdę thrillerowo nie jest tu ani przez momencik - ani przez chwilę nie robi się nerwowo czy emocjonująco. Jeśli już, to raczej naiwnie, a momentami telenowelowo. O dziwo, bo jeśli w jednej z głównych ról- sieciowego guru w rodzaju Steve’a Jobsa - oglądamy Toma Hanksa, a niewiastą odkrywającą prawdę o sieciowych manipulo jest Emma Watson, to można by się spodziewać filmu z zupełnie innej półki.

Oczywiście mamy tu sporo sygnalizatorów, które mogłyby być pretekstem do wskoczenia na tę inną półkę. Chociażby debatę o konfrontacji prywatności i otwartości, politycznej, ale nie tylko. Teoretycznie tam, gdzie nie będzie prywaciarstwa, opinia publiczna może przecież kontrolować system w stopniu idealnym. Ale tak naprawdę ile prywatności, tyle wolności... A tej prywatności w świecie internetowym mamy oczywiście znacznie mniej, bo wiadomo o nas właściwie wszystko - co kupujemy, dokąd jeździmy na wakacje, czym się interesujemy... I co rusz trzaskają kolejne granice. Gdzie jest ta ostateczna? Twórcy „The Circle” próbują nam ją pokazać, ale zamiast dramatycznie, wychodzi to komediowo. Albo motyw manipulacji... W „The Circle” mamy przebogaty zestaw socjotechnik małych i dużych, którymi gra tu prawie każdy. I niby jesteśmy już na to odporni. Ale czy naprawdę?

Tak więc poznajemy główną bohaterkę jako specjalistkę od sprzedaży w jakimś bieda call-center. Dziewczyna dostaje ofertę życia - etat w superkorpo internetowym, pracującym nad wszelkimi nowinkami, przede wszystkim jeśli chodzi o serwisy społecznościowe nowej generacji. I zaczyna robić, jak jej się wydaje, karierę.

I tu dochodzimy do najsmaczniejszego, właściwie satyrycznego motywu - o tym, jak korpo przejmuje życie swoich pracowników. Swoją drogą dokładnie tak samo, jak niegdysiejsze komunistyczne molochy, w których było wszystko - od stołówek i gazet zakładowych po ośrodki wczasowe... Pracownik całe życie spędzał w robocie. Tu jest podobnie, tyle, że dochodzi jeszcze przymus dzielenia się wszystkim, co się ma intymnego, w „społecznościach”. Bo przecież wiadomo - ci, co się nie dzielą, nienowocześni są i podejrzani.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Życie szeroko otwarte - Nowości Dziennik Toruński