Zalany w trupa delikwent wciąż jeszcze jest tolerowany w szpitalach, w których lekarze boją się zostawić takiego „pacjenta” bez opieki, bo a nuż zejdzie i wtedy zaczną się prawdziwe kłopoty. Dla świętego spokoju zatem degeneratowi robi się skomplikowane badania, na które zwykły, niezwieziony z ulicy człowiek czekałby miesiącami. A potem nierzadko wdraża terapię, za którą leczony na warunkach komercyjnych pacjent płaciłby tysiące złotych.
Impulsem do zmiany statusu ululanej świętej krowy stała się w tym tygodniu reakcja na zachowanie operatora filmowego Matthew L. w bydgoskim hotelu Holiday Inn. Gdy we wtorek rano rozeszła się wieść, że operator w pijanym widzie (miał we krwi 3 promile alkoholu) własnoręcznie ukruszył ząb niosącemu mu pomoc ratownikowi medycznemu, a następnie szarpał się z policjantami z patrolu, podejrzewałem, że sprawa rozejdzie się po kościach. I może by tak było. Na wrzawie wokół tej sprawy na pewno nie zależało ani organizatorom szacownego festiwalu filmowego, na którym amerykański operator Matthew L. był jednym z prominentnych gości. Nie zależało też potentatowi w branży energetycznej, który w tym roku dopisał się do nazwy imprezy. I nie zależało sieci amerykańskich hoteli, w której doszło do incydentu. Czy nie zależało zaś samemu Matthew L., operatorskiej osobistości z nominacją do Oscara w CV? Trudno powiedzieć. Ktoś, kto w dniu powrotu z Polski do Stanów budzi się rano z alkoholowymi omamami, ten pewnie ma mocno rozluźnione związki z rzeczywistością.
Czy na tyle luźne, że nie zdawał sobie sprawy, czym grozi atak na funkcjonariuszy publicznych? Czy w swej ojczyźnie operator też po paru bardzo głębszych szarpie się z policjantami? Gotów jestem założyć się, że nie. W przeciwnym wypadku nie oglądalibyśmy go w Bydgoszczy.
Pech Amerykanina polegał na tym, że wieść o szarpaninie, zapewne za sprawą ratowników, stał się newsem dnia, powtarzanym w mediach nie tylko w Bydgoszczy.
Niespodziewanie też mocny głos w tej sprawie wydał sam minister sprawiedliwości. Po bydgoskim incydencie Zbigniew Ziobro zobowiązał prokuratorów, by wszczynali postępowania zawsze, gdy docierają sygnały o możliwości popełnienia tego typu przestępstw. By reagowali również na doniesienia medialne i doprowadzali do zatrzymania podejrzanych, a także sięgali po środki zapobiegawcze w postaci tymczasowego aresztowania. Zobowiązał ich wreszcie, by występowali o kary bezwzględnego pozbawienia wolności.
Ostre wystąpienie, nieprawdaż? Można by ministrowi zarzucić przekroczenie kompetencji i wywieranie nieuzasadnionego nacisku na prokuratorów, a pośrednio także na sędziów. Można by było… tylko czy chcemy, by pijacy nadal byli w Polsce świętymi krowami, mogącymi bezkarnie terroryzować otoczenie? Przypadek Matthew L. okazał się 20. w tym roku w Bydgoszczy atakiem na ratownika medycznego. Sprawcami większości z nich byli nietrzeźwi.
Na razie efekt gniewu Ziobry jest jednak żaden. Amerykańskiego operatora sąd nie zamknął w areszcie. Dziś pewnie nie ma go już w Polsce. Ciekawe, jak to strawił dumny minister.
FLESZ - Smog skraca życie
źródło: TVN/x-news