Jest Pani obciążona genetycznie muzyką - chyba nie było innego wyjścia...
Chyba nie było (śmiech). Ja też sobie nie wyobrażałam zajmować się czymś innym. Muzyka była moją największą pasją i nie widziałam życia poza muzyką.
[break]
Czego uczyła Pani babcia na Akademii Muzycznej?
Babcia zajmowała się chóralistyką, prowadziła zespoły. Potem prowadziła zajęcia z wychowania muzycznego i przygotowywała kandydatów na studentów Akademii Muzycznej.
Potem tata zajmował się muzyką...
Tata zajmował się dodatkowo muzyką, rodzice mieli inne zawody, tak więc dopiero ja i mój brat tę muzykę wtłoczyliśmy na nowo do domu. Oczywiście, miałam takie momenty w swoim życiu, kiedy chciałam rozejść się z muzyką, zżerała mnie trema - faktycznie tak było, kiedy grałam jako dziewczynka na fortepianie, ale właśnie muzyka jazzowa, rozrywkowa sprawiła, że te wszystkie występy przestały być takie straszne. Pamiętam swoje pierwsze koncerty z big-bandem Aleksandra Mazura - on zaczął na scenie ze mną rozmawiać, pytać, czy tempo jest odpowiednie i wtedy stwierdziłam, że to jest to.
Był rok 2001, kiedy zawitała Pani na Konkursie Wokalistów Jazzowych w Zamościu i zwyciężyła...
To był wówczas bardzo ważny konkurs, przewodniczącym jury był Jan Ptaszyn Wróblewski, który dodał mi skrzydeł, dając rady, nad czym muszę jeszcze popracować. Na pewno dało mi to jakiś mały rozgłos w „Jazz Forum”, występy na kilku festiwalach, ale nic więcej. Dziś wokalistom jazzowym jest bardzo trudno - konkurencja jest coraz większa, a miejsc do grania coraz mniej.
I nagrała Pani wyjątkową płytę z piosenkami Władysława Szpilmana...
- Ze Szpilmanem była dłuższa historia. Po śmierci Władysława Szpilmana poznałam jego syna - Andrzeja, który zaproponował mi współpracę. Byłam w domu kompozytora i mogłam - za pozwoleniem jego małżonki - przebierać w piosenkach. Występowałam z Pawłem Perlińskim podczas prelekcji Andrzeja Szpilmana i to był taki czas, kiedy mieliśmy trochę koncertów. Jeździliśmy po Europie, nawet były plany wydania płyty, ale nic z tego nie wyszło. Po paru latach postanowiłam powrócić do tego przedsięwzięcia. Zaprosiłam - obok swojego kwartetu, w którym występują moi przyjaciele - znakomitego saksofonistę Macieja Sikałę. Zawsze marzyłam, żeby nagrać z nim płytę. Niektórzy mi zarzucali, że płyta jest zbyt klasyczna, że za mało w niej nowoczesności. Taki był nasz zamiar, żeby nie wprowadzać zupełnie czegoś innego. Płyta wyszła w 2013 roku - niestety nie miała żadnej promocji. Cieszę się jednak, że ta płyta jest i że dotarła do wielu ludzi. Chcieliśmy, żeby kluczowym słowem była „miłość” i tak też się stało. Przepiękne teksty Brzechwy, Winklera, Gałczyńskiego, Jurandota.
Czy łatwo się swinguje po polsku?
Łatwiej niż myślałam. Mając wspaniałą sekcję rytmiczną za plecami, bardzo dobrze się swinguje