Globalne ocieplenie wśród wielu plag, które niesie całej ludzkości, sprawiło osobną przykrość Polakom. Zepsuło nam Wszystkich Świętych. Kiedyś, kiedy byłem małym chłopcem, hej!, 1 listopada często mróz szczypał w palce, a zdarzało się, że i sypał śnieg. Jak najbardziej usprawiedliwione było więc wkładanie na siebie nowych lub specjalnie na ten dzień wyczyszczonych z naftaliny futer, zakopiańskich kożuchów albo solidnych płaszczów na pelisie. Tego dnia cmentarze stawały się miejscem nie tylko zadumy, ale i pokazów mody zimowej. Dla jednych w związku z tym miejscem słusznej dumy, dla innych piekącej zazdrości.
Tego się nie da zrobić, gdy prognoza pogody na 1 listopada 2022 roku w Bydgoszczy pokazuje minimum 12 stopni, a maksimum 17. Owszem, w taką pogodę można rywalizować w ramach mody jesiennej, ale to już nie to samo, co szacowny grzbiet ozdobiony futrem z norek. Kto zaś uprze się i wystąpi w futrze w taką pogodę, poza omdleniem ryzykuje ośmieszenie się na cmentarnym wybiegu.
Na szczęście zmiany klimatyczne nie pozbawiły nas innej konkurencji uprawianej 1 listopada na cmentarzach. To rywalizacja, czyj grób będzie przystrojony najdostatniej. W tym roku nie jest już to konkurencja wymagająca jedynie poświęcenia czasu i użycia wyobraźni. Inflację dobrze widać także pod cmentarzami. Pod tym, na którym bywam najczęściej - na bydgoskich Jarach - w tygodniu poprzedzającym Wszystkich Świętych efektowny znicz z wkładem mogącym palić się przez tydzień można było kupić za 96 złotych, natomiast pokaźną donicę z chryzantemami za 50 złotych. Wiadomo, że jeden znicz i jeden wieniec to grubo za mało, by liczyć się w zawodach na najdostatniej przystrojony grób. Ceny te więc trzeba pomnożyć przynajmniej przez cztery, a to daje sumę przerastającą możliwości wielu emerytów.
Z postawieniem się na cmentarzu wiąże się też ryzyko skuszenia hieny cmentarnej. Wiele wskazuje na to, że w tym roku będą one szczególnie aktywne. Już na przeszło tydzień przed Wszystkich Świętych można było przeczytać w prasie zakrapiane łzami opowieści w stylu: „Miałam ze sobą cięte kwiaty i dwa znicze w reklamówce. Położyłam je na ławeczce przy nagrobku i poszłam do pompy po wodę. Nie było mnie dosłownie chwilę i w tym czasie jakiś łobuz ukradł mi to, co przyniosłam na cmentarz”.
Może zatem nie warto ryzykować utraty kilkuset złotych i stresu, który przeżywa osoba okradziona? Nasi drodzy zmarli, jeśli rzeczywiście patrzą na nas z góry, to również wiedzą, jak wiele dziś materialne znaki pamięci o nich kosztują. Wiedzą i wybaczają. Pewnie bardziej się cieszą z naszej obecności na cmentarzach, niż z kwiatów i zniczy, które przynosimy.
Z innej niż cmentarna beczki. Przeczytałem, że bydgoski KPEC szykuje się do sprzedaży kilku starych, niepotrzebnych już firmie obiektów na Kapuściskach i Osiedlu Leśnym. Są to głównie nieczynne kotłownie. - O ewentualnej sprzedaży zdecyduje oczywiście wysokość ofert złożonych w postępowaniu, które muszą być wystarczająco dobre - zastrzega kierownik biura zarządu KPEC.
„Wystarczająco dobre” - obawiam się, że takie oferty mogą złożyć jedynie deweloperzy, dla których działki na Osiedlu Leśnym i Kapuściskach to gratka. W zasadzie można więc iść o zakład, że wkrótce stare kotłownie zastąpią nowe bloki. Większe zapewne niż kotłownie, a więc zabierające resztki wolnej przestrzeni w tych i tak dość intensywnie zabudowanych dzielnicach.
Szczególnie żal mi Kapuścisk. Kiedyś cierpiały z powodu bliskości toksycznej chemii i nie mniej toksycznego lumpenproletariatu. Czy nie czas już Kapuściskom to wynagrodzić i w miejscu kotłowni urządzić coś, co podniesie jakość życia mieszkańców? Tylko kto za to zapłaci?
