Ale po kolei. Mamy rok 2014 i w pełnej przepychu rezydencji magnatów zbrojeniowych von Stetten w Norymberdze odbywa się remont, wykraczający poza życzenia przebywającego za granicą właściciela. W rezultacie, robotnicy znajdują w starej bibliotece skarb – znalezisko tak przeraża panią von Stetten, że oddaje je na przechowanie szwagrowi, biskupowi.
Ten, zorientowawszy się w charakterze odkrycia, wzywa do siebie z Rzymu bratanka, Lukasa. Młody człowiek znajduje jednak na miejscu tylko rytualnie okaleczone zwłoki wuja. Nie może wiedzieć, że robotnicy nie trzymali języka za zębami, a niedaleko czuwał ktoś od lat czekający na wypłynięcie zbiorów... Morderca nie zostaje jednak odnaleziony, a trzy miesiące później ojciec Lukas von Stetten zostaje z kolei wezwany do umierającego przełożonego zakonu, Bentivoglia. Ten przekazuje mu ważną tajemnicę, która na zawsze może odmienić losy Kościoła. I on zostaje jednak zamordowany, a podejrzenia spadają na Lukasa, punktu wspólnego zabójstw hierarchów. To wszystko w czasie, gdy w jego rzymskim mieszkaniu pojawiają się dwie niezwykle atrakcyjne kobiety, kochające przygody przyjaciółki: bliźniaczka Lucasa Lucie i ich towarzyszka z dzieciństwa, Rabea. Ta, przez którą Lucas wstąpił do zakonu. Rabea, dziennikarka odreagowująca to rozczarowanie straceńczymi misjami w niebezpiecznych rejonach świata, nieprzejednana w swej wrogości do Kościoła katolickiego – z jezuitami na czele – zjechała do Rzymu właśnie w pogoni za wyjaśnieniem tajemnicy, która poniekąd znalazła się w posiadaniu von Stettenów. Ale krew nie woda, w obojgu wybuchną na nowo stare uczucia, co nieco skomplikuje śledztwo w sprawie…
… uporczywie przywołującej na myśl powinowactwo z "Kodem da Vinci” Dana Browna. Wszystko się zgadza. Jest okaleczone ciało strażnika tajemnicy, jest potężny Protektor (jego tożsamość jest jedną z niewielu prawdziwych niespodzianek książki) oraz jego sadystyczny (niczym Sylas z "Kodu”) Egzekutor, są ścigani Ona i On, oboje tematycznie wykształceni i piękni – a w tle wygłaszane przez poszczególnych bohaterów tyrady przeciwko i w obronie historycznych środków i celów działalności Kościoła.
Trup ściele się gęsto, historia zyskuje kolejne warstwy: jest ich tak wiele, że czasem trudno nie tyle nadążyć, co dać – nomen omen – wiarę. Na dodatek, zdarzają się i fabularne niedorzeczności (Rabea chroni się na przykład z Lucasem w domu przyjaciółki. Gospodyni wyjechała, ale dziennikarka ma dostęp do domku słynącej z pedantyzmu właścicielki. No i trudno, że kochankowie najpierw robią tam orgiastyczny bałagan, a potem są jeszcze ofiarami rzeźnickiego ataku. Słowem nie będzie żałowała Rabea narobionych przyjaciółce szkód... Albo dzielna włoska farmerka, która niemal nie uroni łzy nad trupem ukochanego jedynaka, który poległ w obronie Lucie, obcej osoby, która wtargnęła do ich domu. I tak dalej...). Hanni Münzer napisała "Poławiaczy dusz” jako część cyklu. Na polskim rynku nie ma jeszcze “Krzyża czarownic”, będącego wstępem do "Poławiaczy”. Ta książka przeniesie czytelnika do XVIII wieku, kiedy to historia opisywanego tu skarbu się zaczęła. Są natomiast inne książki Münzer. I je polecam bardziej.
Hanni Münzer, Poławiacze dusz, Wydawnictwo Insignis, Kraków 2020
