Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

XXI Bydgoski Festiwal Operowy. Same pieniądze szczęścia nie dają - wiedzą ci, którzy je mają i bohater „Portretu”

Redakcja
Dyktator, wyglądający jak Stalin, mówi: „Nam niepotrzebni są geniusze, nam są potrzebni wiernopoddani”
Dyktator, wyglądający jak Stalin, mówi: „Nam niepotrzebni są geniusze, nam są potrzebni wiernopoddani” Katarzyna Bogucka
To spektakl satyra na dzisiejszych celebrytów, miłośników Photoshopa, ludzi płaszczących się u stóp grup trzymających władzę i farbowanych autorytetów…

Tak naprawdę postać Stalina z „Portretu” Wajnberga, zaprezentowanego na XXI Bydgoskim Festiwalu Operowym przez Teatr Wielki z Poznania, można by zastąpić dowolnym dyktatorem czy potentatem. Malarz Czartkow? Człowiek ledwo wiążący koniec z końcem, którego do zguby doprowadza pogoń za pieniądzem, łamanie kolejnych etycznych granic, po prostu sprzedawanie się.
[break]

Dwie godziny śpiewania

Recenzenci napisali, że poznański spektakl nie ma słabych stron. W czym tkwi jego siła? Jak powróz ściska - i trzyma - uwagę publiczności (raptem kilka osób zdezerterowało po przerwie) Jacek Laszczkowski, nasz słynny tenor/sopran, który doskonale kreuje rolę Czartkowa, biednego malarza, mieszkającego w ciemnej norze ze swoim służącym. Laszczkowski śpiewa niemalże przez cały, ponaddwugodzinny spektakl i bodajże tylko raz przez ten czas zadrżał mu głos. To nie lada wyzwanie, zważywszy także na to, że muzyka Wajnberga jest zestawem nut raczej współczesnych. Nie każdy śpiewak dobrze czuje się w zbudowanych na modernistycznym szkielecie melodiach. Laszczkowski, którego większość zna z barokowych wywijasów, po wajnbergowsku śpiewa świetnie. Doskonale - i wokalnie, i aktorsko - wypadł też jego sługa, Nikita, Jaromir Trafankowski. Świetna jest schizofreniczna z początku (niczym pomazana bez ładu i składu malarska paleta), a potem szpitalna, biała sceneria.

Dla reżysera Davida Pountneya „Portret” stał się pretekstem do ironicznej refleksji nad tym, co to znaczy być artystą i to nie tylko w zniewolonym kraju, ale także w wolnej kapitalistycznej dżungli. Ilu twórców, zamiast iść drogą swoich natchnień, wybiera komercję, np. w postaci służby reżimowi? Jeden z klientów Czartkowa (który wcześniej, pod wypływem podejrzanych pieniędzy i układów z mediami staje się sławny) to dyktator. Wygląda jak Stalin i cedzi: „Nam niepotrzebni są geniusze, nam są potrzebni wiernopoddani”. Inni klienci, obrzydliwie bogaci i zepsuci, płacą i grożą. Na portretach chcą być piękni, mieć prawdę i odwagę wypisaną na twarzach. Koniec sprzedajnego artysty, który wreszcie dopuszcza do siebie prawdę, musi być tragiczny.

Tylko jeden minus

Czartkow doznaje obłędu, uświadamia sobie, że przegrał życie. Jego samobójczą śmierć kręci małą kamerą kobieta - Psyche, dawne natchnienie, które odeszło na zawsze do innych, niezłomnych twórców. Laszczkowski ma w tej scenie na głowie białą perukę, jest bardzo podobny do Andy’ego Warhola, autora seryjnych portretów gwiazd ze świata rozrywki. Aluzji do świata popkultury jest tu więcej, być może za dużo, bo przecież wymowa dzieła od początku jest prosta, jasna. Jeden minus - za długie umieranie. Przeciągane w nieskończoność konwulsje Czartkowa są wynikiem skrótu, jakiemu poddano dzieło. Prawie czterogodzinny spektakl zredukowano do ponad dwóch, ale kosztem proporcji wcześniejszych scen do tej ostatniej, choć po prawdzie Jacek Laszczykowski umiera bardzo interesująco...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!