Powód mojego czekania był prozaiczny. Światło dzienne ujrzał wczoraj dokument - zmiany w Prawie prasowym. Rzecz dotyczy autoryzacji wypowiedzi w mediach, która w 1984 roku stała się obowiązkiem pod groźbą więzienia lub grzywny.
Teatr Kameralny ma być wizytówka Bydgoszczy
Była nadzieja, że PRL-owski relikt autoryzacji zniknie. Nic z tego! Zmiana dała mediom marchewkę. Autor wypowiedzi ma 24 godziny na autoryzację. Jak nie zdąży... idzie, jak jest. Ale jest też haczyk.
Dziennikarz musi dostarczyć tekst tak, by autor wypowiedzi mógł skutecznie się z nią zapoznać. To nowy-stary kaganiec na wszystkie media. Prowokacje dziennikarskie umierają śmiercią naturalną, a publikowanie kompromitujących wypowiedzi przy stołach z ośmiorniczkami w stylu „kamieni kupa...” to ryzyko. Dlaczego politycy totalnej opozycji nie protestują przeciwko autoryzacji?
Bo tak jak rządzącym, autoryzacja jest im bardzo na rączkę. Będziemy publikować tylko to, co politycy uznają za dobre!?