Rodzice Jegora Szkrebetsa, który służył na "Moskwie", trafili do jednego ze szpitali, gdzie zabrano ranną załogę krążownika. Znajduje się tam około 200 marynarzy, a według relacji Szkrebetsów, na pokładzie okrętu było ponad 500 osób.
Po tym, gdy potwierdzono informację o zatonięciu krążownika, rodzice Jegora i innych poborowych zaczęli szukać wieści o tych, którzy przeżyli atak. Jak przekonują, władze nie dopuszczały ich do żadnych informacji.
– Poszliśmy do jednostki, dowódca rozłożył ręce i przyznał, że nic nam nie powie. "Gdzie jest mój syn?" – spytałam. Gdzieś na morzu – usłyszałam w odpowiedzi – mówi matka żołnierza.
Dowiedzieli się także, że ich syn znajduje się na liście zaginionych.
Rodzice udali się także między innymi do FSB, ale służba także im nie pomogła.
Ojciec Jegora umieścił informację o poszukiwaniach syna w rosyjskim medium społecznościowym Vkontakte.
Krążownik "Moskwa" zatopiony
Rosyjski krążownik rakietowy "Moskwa" został poważnie uszkodzony w środę, 13 kwietnia przez dwa ukraińskie pociski manewrujące Neptun, które spowodowały pożar i eksplozję amunicji znajdującej się na pokładzie okrętu.
Na pomoc "Moskwie" wezwano pilnie inne jednostki rosyjskie znajdujące się w pobliżu, ale akcja ratownicza była utrudniona z powodu burzy i sztormu w tym rejonie Morza Czarnego. Nazajutrz, 14 kwietnia, rosyjski resort obrony oficjalnie potwierdził, że okręt zatonął podczas próby odholowania do portu.
Źródło: The Insider
